Studencka Agencja Radiowa

Studencka Agencja Radiowa

65 lat

Tomasz Żerwe


„Moje obrazki z SARu”

Był rok 1968 i moje pierwsze podejście do egzaminów wstępnych na Wydział Elektryczny PG. Było i drugie, ponieważ staram się nie odpuszczać jeśli już coś postanowię. To pierwsze w pamiętnym ’68 przegrałem o trzy punkty z kolegami kandydatami z elektroniki, którym zaproponowano „nasze” miejsca. Przyjechłem do Gdańska z dalekiego Lublina w asyście przewodnika w osobie przyjaciela SAR-u, który jechał po odbiór dyplomu jako absolwent Wydz. Elektrycznego. Był to Andrzej PREZES Wismont, współzałożyciel Związku Bojowników o Lepsze Jutro. Po przyjeździe do Gdańska pierwsze kroki skierowaliśmy do „szesnastki”, czyli SAR-u. I to tu w starej Agencji waletowałem w czasie egzaminów wstępnych………SARowskie opowieści, wspomnienia, dowcipy…, alkohol, piwo przynoszone z pobliskiej piwarni w białych kulach (kloszy oświetleniowych). GENERAŁ, PREZES, niezapomniany (wtedy chyba jeszcze student) Andrzej Nowak, młody Błaszkiewicz Tomek. Studia w takim klimacie musiały się podobać.

Niestety, wściekły na komunę i paranoidalne punkty za pochodzenie (tj ich brak) wróciłem do domu.

W ’69 miałem za sobą doświadczenie, lepiej ugruntowaną wiedzę mat.-fiz., dodatkowe punkty za 10 miesięcy pracy fizycznej jako pomocnik elektromontera w lubelskim „Elektromontażu”, list polecający od szefa do jego brata asystenta.

W „szesnastce” zamieszkałem w październiku 1970 roku. Potem był Grudzień, szok, niewiara w „pomożemy” i przemożna potrzeba działania. Oczywiście pamiętałem o SARze, ale po Marcu ’68 nie wolno było studentom 1-go roku należeć do klubów i kół zainteresowań (nawet do AZS-u).Jedynym wyjątkiem była przynależność i posiadanie legitymacji ZSP, a jeszcze lepiej ZMS.

Do SAR-u zgłosilem się z Jackiem Czuryłło i z racji naszych zainteresowań trafiliśmy do redakcji muzycznej. Naszym opiekunem wprowadzającym był Boguś Maśnicki. Naczelnego, Mietka Serafina poznałem chyba w momencie gdy mi wręczył miotłę z propozycją pozamiatania holu. Później dostąpiłem zaszczytu sprzątania pokoju redaktora dyżurnego. Nie pamiętam czy dokładnie tak było i czy w tej kolejności, ale było jak być powinno: ludzie z poczuciem humoru, oryginalni, inteligentni, pełni zapału i pomysłów. Do SAR-u wpadało się jak do klubu – pobyć.

Należało jednak wykazać się pierwszą samodzielną audycją. Nie pamietam już co robił mój kolega z roku Jacek (może „Doors’ów), ale ja z racji swoich zainteresowań i sentymentów z czasów licealnych postawiłem na Beatles’ów.

„Orkiestra Klubu Samotnych Serc …”

W roku 1967, gdy Beatlesi nagrywali „Sergeant Pepper’s Lonely Hearts Club Band” rozpoczynałem ostatni rok nauki w liceum. Płyta szokowała, burzyła dotychczasowe schematy związane z tzw. modą beatlesowską – chłopców grzecznie ubranych a la’dandys. Nawiązywała do wielkiej rewolucji „children flovers”, a na kopercie long playa kwitła „marycha”.

Nic dziwnego, że na moją pierwszą audycję wybrałem antologię tej płyty. Wpadła mi w ręce (i to chyba za sprawą Bogdana M.) książka KTT „AKYREMA”. I tak się zaczęło: kilka tygodni pracy, konsultacji, poprawek, dobierania lektorów i pierwsza realizacja z autorem w reżyserce. Pamiętam, że Waldek SZMAJA Szałtynis czytał tekst. Ale kto jeszcze? Wiem, że był i damski głos. Zebrałem parę pochwał i jako żółtodziób redakcji muzycznej byłem dumny, że powstała dopracowana z pietyzmem i zrealizowana przez profesjonalistów z branży moja pierwsza audycja radiowa.

Szkoda, że nie zachowała się taśma archiwalna, a niestety nie nagrałem jej sobie na pamiątkę. Później reżyserowałem lub współdziałałem przy realizacji audycji muzycznych i literackich, ale już nigdy nie czułem się tak jak ten pierwszy raz i żadna z nich nie zapisała się tak głęboko w mojej pamięci -” Orkiestra Klubu Samotnych Serc” ….

Szły jednak nowe ciekawe czasy. Któregoś dnia odważyłem się dać swój głos….

Grudniowy ogród piosenki”

Był rok 1972 i stoczniowcy powoli zapominali o „pomożemy”, a my słuchaliśmy radiowej „Trójki” czerpiąc z niej pomysły na audycje rozrywkowe. Tylko Program III PR emitował kierowane do wybranego grona odbiorców audycje takie jak ITR, czyli Ilustrowany Tygodnik Rozrywkowy. Jerzy Markuszewski, Maria Czubaszek, Jonasz Kofta, Adam Kreczmar, Jacek Janczarski, Jan Tadeusz Stanisławski i inni.

Po wakacjach zamieszkaliśmy w pokoju sarowskim (318?) – Jacek, Marek Szyszkiewicz i ja. Próbowaliśmy coś razem robić w dziedzinie satyry. Być może najgłośniej śmiali się autorzy (tak bywa). Teksty i pogaduchy były przeplatane piosenką studencką. Lansowaliśmy szczególnie Andrzeja Szyszkiewicza i Edka Licznerskiego. Po pewnym czasie Jacek, Mietek Rybak i ja zaczeliśmy realizować autorski magazyn „8/7”. W tym czasie specjalizowałem się w zjadliwych felietonach w stylu Marka Grońskiego. Z miejscowych mistrzów humoru współpracował z nami Tadeusz BURAK Buraczewski, dziś najlepszy poeta – satyryk wśród inżynierów ciepłowników.

„Spotkania Jesienne” w niezapomnianym „Żaku”, legendzie tamtych lat, lat, gdy my byliśmy jeszcze na etapie piaskownicy. Był to tydzień spędzany w murach, gdzie co najlepsze w dziedzinie polskiej kultury i satyry można było zobaczyć i usłyszeć w Gdańsku. Tej jesieni Salon Niezależnych wystawiał spektakl kabaretowy „Życie na huśtawce”, a wcześniej swój recital miał Jonasz Kofta. Właśnie Jonasz zrobił na mnie największe wrażenie. Usiedliśmy przy stoliku w kawiarni we trzech. Jacek robił wywiad i od słowa do słowa zeszliśmy na temat naszej fascynacji ITR-em. Tak na zaproszenie Kofty pojechaliśmy na sarowską delegację do Warszawy. Jonasz w wytartej kurtce na przystanku tramwajowym, wejście do Wielkiego Radia, niepowtarzalne atmosfera tworzona przez zespół ITR-u, sławne nazwiska. Siedzieliśmy w reżyserce w miarę cicho i grzecznie, a w przerwach donosiliśmy Colę, która pasowała do popicia. Słuchaliśmy rozmów i uzgodnień dotyczących nagrywanych odcinków. Wychodząc byliśmy mądrzejsi i bogatsi o wiedzę jak to się robi. Wspaniały nieodżałowany Jonasz Kofta. A inni? Pan Adam Kreczmar, Jacek Janczarski? Wróciliśmy nobilitowani do Gdańska z taśmami pełnymi materiału. Czy to nie wtedy wyemitowaliśmy w SARze odcinek ITR-u o godzinę wcześniej niż „Trójka”?

Myślę, że w tych czasach powstał „Grudniowy ogród piosenki” i mniej ważne czy to ja, czy ktoś inny, pierwszy powiedział tytuł audycji. Zresztą konwencja zaczerpnięta była z ITR-owskiego „zimowego ogrodu piosenki”. Nasza wspomnieniowa literacko-muzyczna audycja rozrosła się do „pełnego metrażu” w czasie antenowym i była była kontynuowana przez naszych następców. Realizację Miry Urbaniak można posłuchać w internecie na płycie wydanej z okazji 40-lecia SAR.

Wsponienia…, jak stare fotografie w kolorze sepii. …

„Dlaczego nie 8/7 ?”

W tym czasie tj. pod koniec naszych studiów (chyba 4-ty rok) wyżywaliśmy się w SARze prowadząc „na żywo” programy nocne. Po latach mam świadomość, że jakość naszych dialogów i dowcipów przy torbie piwa w studio była raczej mierna. Ale skoro były listy i telefony (niektóre ubliżające nam od erotomanów-gawędziarzy), to znaczy, że ktoś nas słuchał. Najmocniejszą naszą stroną była muzyka, którą graliśmy bez zakłóceń. No, i oczywiście koncerty życzeń. Te miały wzięcie wśród studenckich słuchaczy i sądzę, że pogodziliśmy niejedną parę na antenie czyli kablu.

Ze zdarzeń wartych utrwalenia odnotować można Festiwale Piosenki Studenckiej w Krakowie. Lansowaliśmy późniejszych bardów, a sami też bawiliśmy się dobrze w klimacie starego Krakowa i studenckiego radia NOWINKI. Poznawaliśmy nowych ludzi, umawialiśmy się na spotkania i nagrania w Gdańsku. Tak trafili do nas koledzy artyści z „Salonu Niezależnych”, Jan Wołek, Michał Loranc i inni. „Piosenka o krótkiej pamięci” Nataszy Czarmińskiej była niemalże sygnałem wywoławczym i mottem naszych audycji. Przez „room full of music”, czyli pokój 318(?) przewinęło się wielu ciekawych ludzi. Tam z Krystyną Sienkiewicz piliśmy wódkę z tzw. musztardówek, a pani Krystynie przypominały się czasy z „Dziekanki”. Późną nocą została nagrana SARowska wersja „Chłopców z ZMS”, której pierwowzorem było nagranie (też Agencji) Jurka Kosseli, założyciela „Czerwonych Gitar”, o czym współcześni pewnie nawet nie wiedzą.

„naszą celą był dobrobyt”

Czas przykręcania śruby politycznej zaczął się łączeniem dwóch organizacji studenckich tj. ZMS i ZSP. Agencja transmitowała obrady Parlamentu Uczelnianego, gdzie miał przejść wcześniej uzgodniony wniosek popierający połączenie i powstać twór zwany Socjalistycznym Związkiem Studentów Polskich (SZSP). SAR była platformą dyskusji z anonimowymi studentami, a znani działacze (oszczędzę nazwisk) siedzieli w studio i odpowiadali na pytania telefoniczne lub nadsyłane na kartkach. Mieliśmy dobrą zabawę układając większość tzw. trudnych pytań w stylu: „czy prawdą jest, że ….? „. Odpowiedź często brzmiała: „….nie rozumiem pytania…- oczywiście nasza organizacja jako niezależna …… ble, ble, ble .” Niezależne to były nasze wolne myśli, których nie można było zniewolić.Oczywiście nie mogliśmy być obojętni na połączenie ZSP z ZMS. Nasz radiowy kabaret „8/7″postanowił połączyć się z innym satyrycznym magazynem „Dlaczego NIE?” Ryszarda B. W ten sposób powstał jeden słuszny magazyn satyryczny „Dlaczego Nie 8/7″. SAR dorobiła się też własnej salki klubowej z barem. Na uroczystym otwarciu nasz klub został ochrzczony nazwą ” Dlaczego Nie”. Tu słuchaliśmy przy zapachu kadzidełek i zgaszonym świetle przywiezionych z Londynu przez Jacka LP: „The dark side of the Moon” Pink Floyd,.. Jennis Joplin,Mike’a Oldfielda „Tubel’s Bells”. Oglądaliśmy mecze piłki nożnej gdy nasza drużyna futbolowa grała jeszcze w pierwszej dziesiątce potęg piłkarskich świata. Tam wspomniany Rysiek był mistrzem ceremonii pierwszych chyba na północy Polski obchodów Halloween. Tu można było spotkać się i przenocować z jakąś narzeczoną, gdy koledzy z pokoju pilnie się uczyli. Myślę, że działaliśmy w ciekawych czasach. O SARowskich „choinkach” pisali już koledzy i koleżanki. Obchodziliśmy też wspólne Wigilie przed wyjazdem do domu na Boże Narodzenie. Te spotkania były bardzo uroczyste i rodzinne. Jeszcze po skończeniu uczelni byłem na nie zapraszany jako agent-dinozaur.

„żeglarska przygoda”

Oprócz zainteresowań radiowych moją główną pasją było żeglarstwo. Był rok 1973, gdy jacht Warszawskiego Yacht Clubu ZSP „Konstanty Maciejewicz” wracał z oceanicznej wyprawy mając za sobą opłynięcie Hornu. Wraz z kolegami z WSM witaliśmy go na Bałtyku pływając w połowie października na jachcie „Sagittari” (pisze o tym Leszek Kosek w swojej książce „Ze wschodu na zachód wokół Hornu”). Później były długie nocne rozmowy w porcie na Helu, a następnego dnia w Basenie Węglowym w Gdyni. Postanowiłem wykorzystać okazję i nagrałem obszerny materiał. Relacje studenckich żeglarzy, ich przeżycia , przygody, wspomnienia, a wszystko jeszcze przeplatane wypowiedziami kilku sławnych żeglarzy i publicysty Stanisława Teligi, brata Leonida. Był to materiał na kilka audycji. Do tego wpadłem na pomysł nadania bezpośredniej relacji z oficjalnego wejścia do basenu jachtowego w Gdyni, które było planowane na niedzielę 14-go października. Materiał zgrałem wcześniej i w niedzielę o tej samej godzinie poszła „transmisja na żywo”. Ja rzeczywiście tam byłem z flotyllą jachtów i statków. Wypadło autentycznie. Materiał na taśmie przekazałem później do PLO, głównego sponsora wyprawy. To była moja ciekawa przygoda, gdzie udało się pogodzić dwie pasje.

„czerwcowa choinka w Straszynie”

Czas studiów minął szybko. Co to jest sześć i pół roku od egzaminów wstępnych do dyplomowego? Przedłużony i prawie indywidualny tok studiów (w drugiej połowie) zawdzięczam trochę Agencji, trochę Akademickiemu Klubowi Morskiemu, a przede wszystkim sobie samemu. Wiedzę trzeba ugruntować i nie trzeba się spieszyć. Długie studia – dłuższa młodość.

Z SARem tak na dobre nie rozstałem się nigdy. Wspomniane choinki i kolacje wigilijne, kolejne legitymacje „weterana” wręczane przez Waldka Płocharskiego.

I jeszcze jedna radiowa przygoda. Było to Radio Solidarność – akcja wyborcza do Parlamentu w czasach „wasz prezydent, a nasz premier”. Pamiętam, że lansowałem posła-kandydata portowca i na tyle skutecznie, że proponował mi współpracę jako osobisty rzecznik prasowy. Został posłem. Oprócz Elżbiety Pietkiewicz, która była szefową radiowej akcji wyborczej i kilku sarowskich dziennikarzy współpracowali z nami chłopcy z NZS. Audycje zgrywaliśmy w Agencji, a w Radio Gdańsk, gdzie mieliśmy swoje 15 minut na antenie recenzowali je nasi koledzy reprezentujący wtedy jeszcze jedynie słuszną władzę.

Rok 1997 to opisana choinka w Straszynie, a przede wszystkim uroczyste obchody 40-to lecia i wspaniały zjazd pokoleń. Miałem w tym wszystkim swój skromny udział jako współorganizator i gospodarz ośrodka ENERGI w Straszynie. Byłem jednak tak zajęty gośćmi, że nawet nie znalazłem siebie na zdjęciach w internecie. Ale było pięknie.

…”obla di, obla da, a świat toczy się dalej…..” Życzę młodej SARnetce wielu płodnych lat i dobrej zabawy.

c.d.n. (być może)

Tomek Żerwe

Gdańsk, 19 marca – 09 maja '2002