Najładniejsze bajki są o tym, że byliśmy mali.
Ja lubię najbardziej tę, jak to raz
Połknąłem kościany guzik.
Mama wtedy płakała.
Zbigniew Herbert
Dawno, dawno temu….
W akademiku Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Sopocie działało Radio „Krypa”. Już nie pamiętam jak tam trafiłam ale pewno chciałam robić coś więcej poza studiowaniem światłych myśli filozofów marksizmu i leninizmu. (Zgiń, przepadnij……). Ówczesny szef „Krypy” wysłał mnie na obóz Studenckiej Agencji Radiowej, który wtedy odbywał się w ośrodku wypoczynkowym Gdańskiej Stoczni im. Lenina w małej wioseczce Czarlina na Kaszubach. Pamiętam, byłam świeżo po anginie i wyobrażałam sobie, że jestem zwiewną, zjawiskową istotą (bladość lica po antybiotykach itp.) Później się okazało, że największą furorę zrobiła moja skórzana torba, pamiątka po Ojcu. Na obozie panował wszechwładnie Mietek Serafin. Dręczył nas szkoleniami, nasiadówkami, wszystkim nadawał pseudonimy. Ja na okoliczność swoich odstających uszu dostałam pseudo „Gacek” od nietoperza Gacka Wielkoucha. Zaraz mi przeszły wszystkie kompleksy z tym związane. Owszem były rozrywki – kiedyś popłynęłam żaglówką z Jackiem Więckowskim ale tylko jako ruchomy balast a na dodatek zerwał się szkwał i zimne fale wlewały mi się pod kurtkę. Mieciu, który też był na łodzi ani na moment nie okazał strachu. Zdrowie uratowała mi naleweczka na miodzie, którą podała jakaś dobra dusza.
Po wakacjach rozpoczęłam pracę w redakcji literackiej. Robiłam audycje jak mi się wtedy wydawało bardzo ambitne. W każdym razie trzeba było posiedzieć w bibliotece, ułożyć scenariusz, zamówić lektorów. Nie wykorzystywałam swojego głosu. Kiedyś tak się złożyło, że nie przyszedł jeden z lektorów i weszłam do studia by przeczytać wiersz. Koledzy z reżyserki powiedzieli, że powinnam więcej czytać i zaproponowali nawet czytanie wierszy na dobranoc. Wybrałam wtedy Herberta.
Byłam obca. Nie mieszkałam w akademiku i nigdy nie słyszałam swoich audycji w głośnikach. Nie znałam też opinii na ich temat. Tylko raz, kiedy odpoczywałam po nagraniu w pokoju poza SAR -em przyszedł Mietek i zapytał – Czy ty wiesz co się tam na górze dzieje? – Wszyscy słuchają twojej audycji. I to była dla mnie największa nagroda bo docenili mnie ludzie SAR-u. A audycja była do tekstów Michała Majewskiego, jego pamiętników i wierszy. Świetną muzykę dobrał Marcin Jakobson, fragmenty pamiętników czytał Serafin a wiersze o ile dobrze pamiętam Roman Gałędek. Nie miał już dla mnie znaczenia fakt, że audycję nadało Radio w Gdańsku cenzurując zresztą fragment – ty jesteś dla mnie jak alkohol – przecież studenci wtedy nie pili nawet piwa. Michał już niestety nie żyje ale jego wiersze odnalazłam w zakurzonej teczce z napisem SAR.
Studia niestety się skończyły. Moja praca informatyka uniemożliwiła mi kontynuowanie mojej pasji. W 1975 roku opuściłam Gdynię i pojechałam za mężem do Gorzowa. Jednak po kilku latach znudziła mi się praca programisty na tyle, że postanowiłam robić to co mi sprawiało największą satysfakcję. Traf chciał, że w rozgłośni „Stilonu” był wakat na redakcyjnym stanowisku. Przez 16 lat mówiłam codziennie do pracowników mojej firmy. Pomagałam w tworzeniu gorzowskich mediów i współpracowałam z nimi.
Tak SAR odcisnął piętno na moim życiu. Do dzisiaj wydzwaniam do moich byłych miłości – Waldka Szałtynisa, Rysia Banacha. Do tych wspomnień namawiał mnie Mieciu Serafin ale ostatecznie zadecydowały wspominki Waldka. Moje uznanie i pełen podziw za wspaniałą pamięć.
A czy ktoś pamięta inwazje pluskiew na DS. 16 i tym samym na pomieszczenia SAR-u? Kiedyś przyniosłam to paskudztwo do domu.
Mama wtedy płakała.
Jolanta Cieśla z domu Pernak
Legitymacja SAR -u Nr 249