Studencka Agencja Radiowa

Studencka Agencja Radiowa

65 lat

Bogusław Maśnicki


Bogusław Maśnicki (w SAR od 1967 do 1976)

Pamięci GIZENGI poświęcam…

Drogi Witku!

Wraz z Twoimi bliskimi dzielą ból po Twoim od nas przedwczesnym odejściu zebrani tu przyjaciele, koledzy i współpracownicy z Politechniki Gdańskiej.
Podziwialiśmy wszyscy Twój upór i zaangażowanie w tworzenie dobra ogólnego. Dzięki Twoim wielokierunkowym uzdolnieniom i talentom dokonałeś wiele dobrego dla Studenckiej Agencji Radiowej, kiedy to pod Twoim kierownictwem powstała jej techniczna potęga podziwiana przez całe polskie  środowisko akademickie.
Podczas Twojej pracy dla Politechniki Gdańskiej nie było spraw niemożliwych do załatwienia – tę zasadę wpajałeś swoim podwładnym i współpracownikom. Dzięki temu w czasach trudnego bytu powstać mogły owoce Twojej pracy, które służą i jeszcze przez wiele lat będą służyły Politechnice w postaci budowli, stanowisk laboratoryjnych, sieci komputerowych, różnorodnej aparatury badawczo-naukowej.
Pamiętamy Ciebie jako zazwyczaj zapracowanego do późnych godzin wieczornych ale jednocześnie zatroskanego o byt domu rodzinnego, żony, dzieci.
Przy tak dużym zaangażowaniu w  pracę  i życie rodzinne znajdowałeś jednak czas  i wolę służenia pomocą w realizacji często nietypowych pomysłów studenckich i pracowniczych.
Ta wyjątkowa na dziś Twoja postawa w tworzeniu dobra wspólnego stanowi wyzwanie dla nas i dla pokoleń po nas następujących.
Dziękujemy Opatrzności, że obdarzyła nas Tobą – wielka jednak szkoda, że na tak krótko.
Żegnaj Przyjacielu, pozostaniesz zawsze żywy w naszej pamięci.

Powyższe słowa  zostały wypowiedziane przeze mnie  na początku grudnia 2001 roku na cmentarzu w Sopocie. Był to bardzo trudny moment w moim życiu. Nigdy nie  wygłaszałem pożegnalnych przemówień nad otwartą mogiłą – nie mam do tego żadnych predyspozycji – jednak, gdy grono wspólnych przyjaciół stwierdziło, że tylko ja mogę to uczynić – pomimo wielkiego wzruszenia – zgodziłem się.
A stało się to dlatego, że WITEK GODZWON nauczył mnie, że nie ma spraw niemożliwych do wykonania…
Wielka szkoda, że z Jego kolejnych dobrych rad i przykładów nie skorzysta już nikt………
Jak to się zaczęło.

1966 to rok, w którym zrealizowały się moje wcześniejsze marzenia – zostałem studentem Wydziału Łączności Politechniki Gdańskiej. W pokoju  domu akademickiego, w którym mieszkałem podczas egzaminów wstępnych na uczelnię, z umieszczonego na ścianie głośnika wydobywały się dźwięki przyjaznej mi muzyki a także słowa zachęty do współpracy przy tworzeniu programu studenckiego radia. Była to dla mnie, młodego człowieka, który w Liceum Ogólnokształcącym im.H.Sienkiewicza w Malborku, będąc w 10 klasie, uruchomił szkolny radiowęzeł – woda na młyn. Dobry los zrządził, że przydzielono mi do zamieszkania w trakcie studiów  miejsce w  akademiku przy ul.Wyspiańskiego 9. Był to DS16, „jaskinia” studentów Wydziału Elektrycznego i częściowo Wydziału Łączności.  Jednak wspomniane wcześniej źródło wody młyńskiej musiało przyschnąć na czas jakiś, gdyż  pierwszy semestr studiowania na Wydziale Łączności PG miał swoje prawa i potraktowałem go poważnie.

1967  roku, wiosną, kolega z grupy dziekańskiej, Wojtek Andruszkiewicz mieszkający piętro niżej w DS 16  namówił mnie do odwiedzenia pomieszczeń Studenckiej Agencji Radiowej, gdzie zdążył on już zapuścić korzenie w Pionie Technicznym. Wizyta ta zaowocowała  moim wstąpieniem do SAR, a formalnie rozpocząłem pracę po wakacjach z dniem 1.10.1967r.

 

Słynna czerwona legitymacja SAR

 

Zgłosiłem chęć pracy w pionie technicznym SAR, w sekcji realizacji programów, gdzie pracowali m. in. tacy „wyżeracze” jak „Kormoran” – Andrzej Bylicki, „Długi” – Jasiek Lankiewicz, „Młody” – Poldek Szymański, „Wujek” – Piotrek Nosal (też szef redakcji muzycznej), Maciek Gadomski, Marek Wardecki, Zdzisiek „Bobi” Lewandowski, „Bolo” – Bolek Jarosiński, „Góral” – Stefan Góralczyk. Pod opiekuńcze skrzydła tego ostatniego zostałem skierowany „do terminu” – czyli do obsługiwania magnetofonów. Nie sposób pominąć faktu, że oczy wychodziły mi z orbit podczas zapoznawania się z technicznym wyposażeniem reżyserni i amplifikatorni SAR.

W reżyserni stał stół mikserski, konstrukcji i produkcji własnej (o ile dobrze pamiętam, to było dzieło m.in. Michała Smoczyńskiego, Jasia Rowińskiego, Zbyszka Hartwiga a i „Młody” Poldek Szymański lutownicą tam nieźle też podziobał).
Stół ten spełniał dwie funkcje – używano go do przygotowania i nagrywania audycji a także służył do emisji programu. Z tej dualności sprzętowej wynikały czasem niespodziewajki – wystarczyło się zagapić i zapomnieć przełączyć jeden z przełączników a całą kuchnię SAR – czyli przygotowanie audycji można było usłyszeć równolegle z sygnałem 3 Programu PR,  retransmitowanego do sieci głośnikowej.
Z konsoletą współpracowały magnetofony – ówczesny cud techniki – „Szmaragd”, produkcji byłej NRD. Magnetofony zostały oczywiście przez SAR-owskich „zdolniachów” usprawnione – możliwy był ich  sterowany z miksera zdalny start.
Do moich obowiązków technika – bo tak się to stanowisko nazywało – należała obsługa tych magnetofonów a więc zakładanie taśm, ustawianie odpowiednich audycji,  zwijanie taśm po  ich wykorzystaniu, wykonywanie poleceń miksera – tak nazywał się mój bezpośredni zwierzchnik, obsługujący konsoletę mikserską. Była też tam wielka, obsługiwana przez technika, wykonana z około stu przełączników krosownica, gdzie zbiegały się wszystkie linie sygnałowe reżyserni. Za jej pomocą można było zestawić dowolne połączenie pomiędzy urządzeniami.
Terminowanie u „Górala” trwało czas jakiś, ale równolegle niezbędną wiedzę zdobyłem na prowadzonych przez WITKA GODZWONA – „GIZENGĘ”  szkoleniach. Szkolenia te nie były  łatwe.
Zmyślny „Gizenga” ze swą ekipą potrafili (w ramach ćwiczenia naszego refleksu, precyzyjnego myślenia, dobrej orientacji w wykonywanej pracy) tyle „świń” podłożyć, że można było łatwo stracić głowę. A to nagle się okazywało, że wszystkie przełączniki krosownicy są przełączone w drugą stronę, taśma magnetofonowa jest przekręcona i nośnik magnetyczny nie styka się bezpośrednio z głowicami magnetofonu, magnetofon pracuje z nieodpowiednią prędkością odczytu, taśmy się rwą, sklejki pękają, ginie gdzieś napięcie zasilające itp. Oj niełatwo zdawało się takie egzaminy! Ale po szczęśliwym zakończeniu szkolenia, po zdaniu egzaminu przez surową komisją, złożoną z szacownych mikserów SAR pod przewodnictwem „Gizengi” taki technik mógł pewnie stawić czoła wszelkim trudnościom,  jakie można było napotkać podczas realizacji lub emisji programu.
Byłbym zapomniał – dumą ówczesnego SAR były  z prawdziwego zdarzenia profesjonalne  magnetofony, m.in. SJ102 . Na nim nagrywane były wszystkie programy Studenckiej Agencji Radiowej. Po niedługim czasie do magnetofonu tego dołączyły jeszcze dwa nowsze – SJ103 – tak więc poczciwe Szmaragdy częściowo poszły w odstawkę (prawdopodobnie przekazano je do Radia Medyk). SJ-102 słynął z tzw. „wajchy” do „wchodzenia po słowie” i na zawsze pozostał za moich czasów magnetofonem, na którym nagrywano i wykonywano montaż.

1968  ten rok, a właściwie marzec tego roku zapamiętałem szczególnie.

Po pomyślnym zdaniu kolejnych egzaminów przed surowym obliczem „Gizengi” otrzymałem uprawnienia miksera – mogłem zasiąść za „gałami” miksera i samodzielnie realizować dźwięk w audycjach SAR. Pamiętam też gorący czas wystąpień studenckich, kiedy reporterzy i technicy SAR, często narażając się nawet na niebezpieczeństwo utraty wolności, zdobywali materiały do tworzenia audycji, będących dokumentem tamtego czasu…
Utkwił mi w pamięci też moment, gdy podczas wiecu studenckiego w hallu  Gmachu Głównego PG pod naporem tłumu przewróciła się z wielkim hukiem  gablota ze zdjęciami, zapanowała cisza i nagle ktoś krzyknął: „Kociołek upadł!” (Kociołek był wówczas I sekretarzem KW PZPR w Gdańsku). Jakaż radość wtedy na krótką chwilę zapanowała!!! Było to, częściowe choć, rozładowanie mocno napiętej sytuacji. Krążący w tłumie dziwnie wyglądający „studenci” z nowiutkimi legitymacjami PG (paru z nich wylegitymowali a następnie wyrzucili z Uczelni prawdziwi studenci) mieli się wtedy  niepysznie…
Sytuacja polityczna powoli wróciła do normy, życie w Uczelni i akademikach ustabilizowało się.  SAR cały czas pracował pełną parą.
Redakcja literacka z mocną podbudową w osobach „Czarnej” – Bogusi Walnik, Haliny Czerniak – „Bubuliny”, „Habibi”- Danki Strycharskiej, „Ałałki”-(Basiu wybacz, zapomniałem Twego nazwiska) pod  „Willi’ego” Grodziową wodzą  tworzyła wspaniałe rzeczy,  wyciskające siódme poty z realizatorów akustycznych, starających się spełniać wszystkie wymagania reżyserów.
Niestrudzeni w tej pracy realizatorskiej byli „Młody”, „Długi” i „Kajtek” – Krzysiek Madejski, także – z powodu hobby –  nadworny fotograf SAR. „Szlaku” – Jurek Nizio z „Ryszawą” – Ewką Polkowską, jego przyszłą żoną, Andrzej Cacha z Gienką Sęk (też aktualnie małżeństwo), Romek Ogórkiewicz, Stefan Słupski, Zbyszek „Mrówka” Mówka i inni dzielnie wspierali poczynania powyższych osób.

Zespół ten tworzył coś na kształt SAR-u w SAR.
Byli samowystarczalni – bowiem posiadali w swoim składzie piszących teksty, tworzących muzykę, śpiewających i grających na instrumentach muzycznych, lektorów, realizatorów dźwięku. Była to tak zgrana paka ludzi, bardzo wydajnych i z głowami pełnymi różnych pomysłów, że potrafili, dając upust swej woli tworzenia, realizować dodatkowe wspaniałe rzeczy, po za tymi, jakie normalnie czarterowane były podczas cotygodniowych kolegiów SAR dla potrzeb bieżącego programu. Wystarczyła chwila – a  po zakończeniu programu późną nocą nagle zaludniała się reżysernia i studio a niestrudzeni „KCK-owcy” i „Naliści” przewalali na kilometry taśmy magnetofonowej swoje kolejne pomysły.
Pojawiły się w moim pisaniu nowe skróty literowe – wtajemniczeni wiedzą, w czym rzecz, dla innych informacja – KCK to tylko Klub Cnotliwych Kawalerów, któremu szefował „Gizenga”. „Naliści” to nieformalna grupa rozrywkowa, dla której każda okazja była dobrą, by się bawić (nie tylko NeptuNALIA). Nie bardzo pamiętam, czy do KCK mogły należeć też dziewczyny, ale wydaje mi się, że było to możliwe.

Niezapomniane były te herbatki w pokoju „Willi’ego” Grodzia, ale najbardziej utkwiła mi w pamięci impreza edukacyjna o winie („Winonalia”?). Przygotowana perfekcyjnie oprawa muzyczna, odpowiedni nastrój, literatura fachowa z opisami win, sposobem ich produkcji, przechowywania, serwowania oraz picia, co oczywiście też było ćwiczone na konkretnych przykładach. Sam nie wiem, skąd w tak komiśnych ówczesnych czasach organizatorzy tego spotkania zdołali załatwić tyle gatunków win!???

Jeszcze jedna impreza „Nalistów” – „Młodzinalia”
– czyli ślub oraz przyjęcie weselne
„Młodego” i „Habibi”
– Danuśki Strychalskiej też mile wspominam.

Autor jako „orkiestrant” na „Młodzinaliach”

 

To tyle o życiu towarzyskim w SAR, bowiem nie tylko studiowaniem człowiek żył.

Kto pracował w innych redakcjach Pionu Programowego SAR?

Program Redakcji Społeczno-Politycznej tworzyli wówczas m. in. Leszek Śleżanowski, Piotr Namysł, Zbyszek „Mrówka” Mówka, „Kim”- Andrzej Nowak (ówczesny Naczelny Redaktor SAR).
Redakcja Muzyczna pod „batutą” „Wujka” Nosala „oprawiała” ilustracją muzyczną audycje innych redakcji, tworząc też wiele własnych audycji oraz cały czas wzbogacając taśmotekę kolejnymi przegraniami płyt. Znanymi „oprawcami muzycznymi” byli Tomek Błaszkiewicz, „Szlaku”, Gienka Sęk, Andrzej Cacha, Andrzej Bzdawka, Piotrek Krzyślak.
Szef Redakcji Muzycznej „Wujek” Nosal słynął w SAR z donośnego głosu i jeszcze donośniejszego gwizdu. Z tego tytułu był on zawsze pierwszym i najważniejszym zapiewajłą słynnego SAR-owskiego toastu.
Tu stawiał też swoje pierwsze kroki na wyboistej drodze radiowego żywota „Chudy” – Mietek Serafin, który później przejął naczelnikostwo w SAR po „Kimie” Nowaku.
Redakcję informacyjną tworzyli: zespół słynnego „Dyliżnsu Aktualności” w osobach Bogusi „Czarnej” Walnik, Jaśka „Długiego” Lankiewicza, „Kajtka” Madejskiego i wielu innych redaktorów, nazwisk których z powodu iż skleroza – wybaczcie wszyscy – nie pamiętam.
Głosu audycjom, oprócz ich autorów, „dostarczali” oraz program SAR prowadzili tacy właściciele wspaniałych, aksamitnych, melodyjnych, ponętnych i nieskazitelnych głosów jak między innymi Henio „Tomek” Tomaszewski, Hanka Seweryniuk (poźniej żona Tomka), Bogusia „Czarna” Walnik, Waldek „Szmaja” Szałtynis, Ela Szulc, Ania Hajdas, Marian Szefler i wielu innych.

Wspaniałą nagrodą, fundowaną nam przez Radę Okręgową Zrzeszenia Studentów Polskich w Gdańsku były obozy kondycyjne pod koniec lata. Najmilej wspominam wrześniowe obozy, organizowane w „Babie Jadze” nad jeziorem Narie obok Morąga. Było ich kilka, a każdy z nich przynosił wiele wspaniałych wspomnień.
Odpoczywaliśmy też w pięknej scenerii jezior kaszubskich – były to obozy w Czarlinie, Sudomiu. Wypoczynek połączony był też ze szkoleniami, które prowadzili ludzie z branży radiowej – jak np. red. Michalski z PR Gdańsk.

Kolejne spotkanie w Babie Jadze. Od lewej – Leszek Smoleński, Romek Kulik, Jurek „Szlaku” Nizio, Staś „Dziadek” Szramka, Heniuś Perkowski, Wiesiek Bauman, w cieniu ?, Waldek „Szmaja” Szałtynis, Ewka Polkowska, Danka Kozarzewska, Rysiek „Bajura” Banach, autor (golas).

Odpoczynek poobiedni w Babie Jadze. Stoją od lewej – Piotr „Wujek” Nosal, Wojtek „Kędzior” Andruszkiewicz. Siedzą od lewej – Romek „Kuliś” Kulik, Heniuś Perkowski, Staszek „Dziadek” Szramka, autor, Bogdan Zacharski, Rysiek „Bajura” Banach, Waldek „Szmaja” Szałtynis.

 

W owym czasie, pod koniec lat 60 ubiegłego wieku (zabrzmiało to strasznie poważnie i pompatycznie, ale faktycznie upłynęło już od tamtych czasów ponad 30 lat), SAR mieścił się w czterech pomieszczeniach na poziomie 400 w ówczesnym DS16 (obecnie DS6) studenckiego kampusa przy ul.Wyspiańskiego 9 w Gdańsku-Wrzeszczu.

Były to pomieszczenia:
– pokój redakcji,
– amplifikatornia z wieloma „piecami” (wzmacniaczami mocy, które rzeczywiście grzały jak piece, albowiem w tym czasie królowały lampy elektronowe w takich konstrukcjach) i nieczynnym zestawem rosyjskiego magnetofonu studyjnego (otrzymanego w spadku z TV Gdańsk),
– reżysernia maciupka taka, że nie można było się w niej dobrze obrócić (z dostojnym stołem mikserskim home made oraz trzema magnetofonami stydyjnymi)
– dość dużego studia – chluby SAR, bowiem wytłumione było nieźle wytłoczkami od jajek (słynny w całej Polsce patent SAR).

Człowiek o niespożytej energii oraz głowie pełnej śmiałych, czasem wręcz niemożliwych do realizacji pomysłów (ale w 100% zrealizowanych) – WITEK GODZWON – „GIZENGA” postanowił w 1969 roku poprawić sytuację lokalowo-sprzętową SAR. 

Knowania tajemne z władzami różnych szczebli doprowadziły do uzyskania zgody na rozbudowę pomieszczeń SAR na poziomie 400 od strony ul.Wyspiańskiego i Leczkowa. W ten sposób zasoby powierzchni, zajmowanej przez SAR, wzrosły o ponad 100%. Plany przebudowy powstawały w trakcie wielu dyskusji, a głównym projektantem strony technicznej był Wojtek „Kędzior” Andruszkiewicz.

Z projektowania tego wyszło, że SAR powinien posiadać dwa niezależne kompleksy techniczne:
– jeden związany wyłącznie z emisją programu,
– drugi, zawierający wszystko to, co było niezbędne do jego przygotowania.

Nie zapomniano też o pomieszczeniach redakcyjnych, pokoju redaktora dyżurnego i maszynistki a także o klubie z prawdziwym barkiem. Był to bardzo odważny i śmiały technicznie, jak na ówczesne czasy, projekt. Założenia do niego rodziły się głównie w trakcie wieczorno-nocnych spotkań „Gizengi” z „Kędziorem”.
Wczesnym latem 1969 roku, po zakończeniu semestru letniego w czerwcu przystąpiliśmy do budowy NOWEJ SIEDZIBY SAR – nazwanej przez nas STUDIEM CENTRALNYM.
Pierwsza wykuta cegła padła na łóżko zaspanego „Górala” (ociągał się, skubany, strasznie z przeprowadzką a na miejscu jego łóżeczka o ponad wymiarowej, jak na drągala „Górala” przystało, długości miała stanąć konsoleta mikserska z prawdziwego zdarzenia), następne kucia oraz murowania doprowadziły do totalnego przemeblowania w tej części świata, ale, BEZ OBAW – wszystko miało „ręce i nogi”.
Prace budowlane prowadzone były przez studentów, którzy, tak jak ja, nigdy wcześniej nie mieli kontaktu z gipsowaniem, układaniem tynków, kuciem muru itp. Nieobce było mi lutowanie, a tych prac wykonałem wtedy w SAR bez liku. Była to doskonała szkoła, która do dzisiejszego dnia, przynajmniej w moim przypadku, procentuje.
Jedyny „fachowiec”, jaki był zatrudniony za pieniądze na tym dziwnym placu budowy – to był pan „Sitek jestem” z warsztatu stolarskiego chyba z Pruszcza Gdańskiego. Chłopina miał wielki ciąg do badania tajemnic ukrytych pod kapslem butelki (ale nie od mleka) i trzeba było go nieźle pilnować, by jak sam mawiał: dźwirki mogły się otwarłć”Ale wspólnymi siłami położyliśmy na ścianach w pomieszczeniach płyty „deweton” (śmierdzące niemiłosiernie wyciskającym łzy z oczu mocznikiem, czy jakimś innym ówczesym konserwantem do drewna), co dodawało SAR-owi szyku a i tłumiły dźwięk jak się patrzy. Dźwirki też  wreszcie dały się otwarłć, więc pana Sitka odprawiliśmy z honorami oraz skromną zapłatą, został po nim tylko „letko” przesiąknięty zapachem wiadomym barłóg, albowiem oszczędzając na czasie i dojazdach – stolarza gościliśmy całodobowo na placu budowy.
Osobnym zagadnieniem było układanie niezliczonej ilości przewodów najróżnistszych – od zwykłych sieciowych poprzez symetryczne ekranowane do wieloparowych sygnalizacyjnych. To wszystko potrzebne było celem połączenia wyposażenia amplifikatorni, reżyserni, studia, pokoju przygotowania programu, pokoju redaktora dyżurnego, klubu. Kilometry różnych kabli układaliśmy popołudniami i nocą – wtedy najlepiej szła praca. Wakacje i lato miało swoje prawa i dnie spędzaliśmy na plaży w Brzeźnie (oczywiście wtedy, gdy świeciło słońce).

Pamiętam, pewnej nocy – gdy już „padnięty” ze zmęczenia poszedłem spać – obudził mnie „Gizenga”, z twarzą zalaną krwią. Opatrzyłem go, a na pytanie, co się stało odpowiedź była lakoniczna – spadłem z drabiny. Okazało się, że podczas krosowania słynnego „pająka” w szafie rozdzielczej wzmacniaczy mocy w amplifikatorni Wiciu, pracując na drabinie – przysnął, i efekt był, jak opisałem. Całe szczęście, że tylko skórę na czole podczas tego upadku rozciął. Mogło się skończyć o wiele groźniej, gdyż wokoło pełno było różnych ostrych przedmiotów i konstrukcji metalowych…….

Swoistym majstersztykiem była też umieszczona w amplifikatorni tablica sieciowa, zasilająca pomieszczenia SAR energią elektryczną. W pełni automatyczne przełączanie obwodów w przypadku zaniku którejś z faz napięcia, cała plejada bezpieczników i wyłączników oraz wielki autotransformator do zasilania wcześniej wspomnianego zestawu rosyjskiego magnetofonu studyjnego.Magnetofon ten wreszcie udało mi się częściowo uruchomić (z powodu braku oryginalnych głowic – tylko do odczytu).

W roku 1970 dzięki nieustannym kołataniom do różnych miejsc, gdzie choć trochę pachniało pieniędzmi, oraz wielkiej przychylności i życzliwości dla nas decydentów z Uczelni – udało się nam zdobyć fundusze na rozwój technicznej bazy sprzętowej. W ten sposób zakupiono profesjonalny stół mikserski SMK175, wyprodukowany przez wytwórnię FONIA, profesjonalnego dostawcę sprzętu dla Polskiego Radia i Telewizji. Wtajemniczeni znają całą historię zakupu tego cacka, a później jego transportu z Warszawy do Gdańska. W tamtych czasach nie znane były w PKP tzw. „bezszwowe” trakty szynowe – stąd każdy większy wstrząs wywoływał u konwojujących transport konsolety wielkie obawy o jej bezpieczeństwo – więc siedząc w wagonie restauracyjnym co chwilę wznosiliśmy toasty za zdrowie „Mańki” – gdyż tak nazwana została nasza konsoleta. W tym miejscu przypomniałem sobie polecenie, jakie wydawał po skończonym dyżurze mikser technikowi – „Proszę Mańce ubrać majtki”. Niewtajemniczeni w ten slang ludzie dziwnie patrzyli na ludzi z sekcji realizacji a to było tylko niewinne przypomnienie o nałożeniu na konsoletę pokrowca. Wkrótce potem przybyły kolejne magnetofony studyjne. Jednocześnie byliśmy w kontakcie z ówczesnymi władzami Radia i TV, skąd pozyskiwaliśmy wycofywany sprzęt foniczny. Brakowało profesjonalnych przenośnych magnetofonów reporterskich, ale ta niedogodność kompensowana była sprzętem amatorskim, który masowo zaczął się pojawiać na krajowym rynku. Stan posiadania mikrofonów też nie był imponujący – tylko dwa legendarne D-20, reszta to produkty z „TONSILA” we Wrześni. Mieliśmy też do dyspozycji przenośny profesjonalny mikser, spełniający doskonale swoją rolę podczas pracy w terenie.

Przez plac budowy NOWEGO STUDIA CENTRALNEGO SAR przez około 1,5 roku trwania remontu i przebudowy przewinęło się wiele osób, które kosztem rezygnacji z wakacyjnego wypoczynku, zarwania zajęć na Uczelni a nawet odstępując od zwykłego „byczenia się” – wolno, etap za etapem realizowały nakreślone przez wszechobecnego „Gizengę” zadania. Pracowali tam związani ze studenckim radiem ludzie z całego trójmiejskiego środowiska akademickiego, nie wyłączając także dziewczyn z Akademii Medycznej. Trwały też nieustanne szkolenia techników i realizatorów, a redakcje przygotowywały scenariusze audycji, jakie w przyszłości zostaną zrealizowane.

Podziwiałem wówczas „Gizengę”, który pracując na Wydziale Elektrycznym PG, po południu zaczynał swój „drugi etat” w SAR, nierzadko kończący się około 4 nad ranem. Ile to musiałem się natrudzić i jakich forteli użyć każdego ranka, budząc Go, by poszedł do pracy na godzinę 8.00 ! Miał wtedy chłop niespożytą energię, która nam wszystkim udzielała się i to tylko dzięki Jego nieugiętej postawie doprowadzić mogliśmy nasze dzieło do końca.

 

Krótka przerwa w pracy.
Autor wspomnień najwyraźniej przed
chwilą walczył z murem……..

Wielki udział w pracach związanych z przebudową SAR mieli też etatowi pracownicy Uczelni, dzięki których przychylności oraz wsparciu nasze dzieło mogło być kontynuowane i co najważniejsze – ukończone. Zasłużeni Przyjaciele SAR z tamtych lat to Pan Jerzy Konopczyński oraz nieżyjący już Pan Kwestor Wilimiński a także Kierownik Centrali Telefonicznej PG Julek Wieliński, bez pomocy których wiele finansowych oraz technicznych problemów pozostałoby nie rozwiązanych.

Po pokonaniu wielu różnych przeszkód, przepracowaniu wielu człowieko-roboczo-godzin nastąpił wreszcie długo przez nas oczekiwany moment – oto – uff! -dobrnęliśmy wreszcie do końca naszej pracy. Dzieło zostało wykonane zgodnie z zamierzeniami (niewiele rzeczy tak udawało się w moim życiu zakończyć) – można UROCZYŚCIE OTWIERAĆ!!

Oryginalne zaproszenie na otwarcie Studia Centralnego SAR

 

A było to tak: dnia 13 grudnia 1970 roku pojechałem wynajętym z Uczelni samochodem do sklepu w Gdyni po ostatni zakup dla potrzeb SAR. Był nim rewelacyjny na tamte czas gramofon (nie mylić z adapterem Bambino), wyposażony we wkładkę dynamiczną SHURE-a. Wracając z tym wspaniałym zakupem natknąłem się we Wrzeszczu na niespodziewane utrudnienie w ruchu – przed siedzibą Rozgłośni Gdańskiej Polskiego Radia wielki tłum ludzi, pełno milicji, mnóstwo gazów łzawiących, lecące kamienie, wybuchające petardy z gazem, wystrzały z broni palnej.
Tak oto zaplanowane otwarcie Studia Centralnego SAR wpisało się w historię Polski, w Wydarzenia Grudniowe 1970 roku – początek polskiej drogi do wyzwolenia się z „jedynej słusznej ideologii”.
Oczywiście w podanym wyżej terminie nie odbyło się otwarcie, zresztą niewiele brakowało, a doszłoby do zdemontowania (na polecenie władz Uczelni) naszej całej pracy z powodu domniemania, iż strajkujący stoczniowcy, wykorzystując możliwości techniczne SAR, mogliby pociągnąć za sobą studentów.
Na szczęście wielka rozwaga z naszej strony (GIZENGA „rozbroił podłożoną pod SAR przez decydentów z PG bombę”) zapobiegła obróceniu w perzynę naszych dotychczasowych dokonań. Zgromadzone na uroczyste otwarcie parę butelek wina zostało wtedy wypite przez nas w trakcie moich imienin parę dni później…..

Otwarcie uroczyste STUDIA CENTRALNEGO SAR jednak nastąpiło, miesiąc później, po ustabilizowaniu się sytuacji politycznej w kraju w dniu 15 stycznia 1971 roku. O ile mnie pamięć nie myli – nożyce do przecięcia wstęgi podawała Prorektorowi do Spraw Kształcenia PG – prof.Adamowi Skrzypkowi „Żucha” – Ela Adamczak, nasza wspaniała koleżanka z grupy studenckiej.
„Przyswajaliśmy” wspólnie z „Żuchą”, „Pacanką” czyli Anią Pac, Wiesią Michalską, Jasiem Fredą, „Chudym”, „Kędziorem” tajemną wiedzę z zakresu Elektrofonii u ” Ciotki Mańki” i „Gucia” (wybaczcie mi Drodzy, Zasłużeni i Wspaniali Nasi Pedagodzy, ale tak Was wtedy nazywaliśmy – dla niewtajemniczonych – byli to doc.Marianna Sankiewicz i Jej Mąż – doc.Gustaw Budzyński, twórcy Katedry Elektrofonii Wydziału Elektroniki PG).
Było to wówczas fantastyczne połączenie i wzajemne uzupełnienie – studia teoretyczne z Inżynierii Dźwięku i Elektrofonii na Uczelni oraz codzienna praktyka w Studenckiej Agencji Radiowej. Ten okres był doskonałą kuźnią naszej przyszłości zawodowej a wiedza zdobyta dzięki praktyce w SAR w moim przypadku procentuje do dnia dzisiejszego…

Po otwarciu Studia Centralnego SAR nastąpiło przekazanie władzy w ręce kolejnego pokolenia.

Andrzej „KIM” Nowak pałeczkę Redaktora Naczelnego przekazał Mietkowi „CHUDEMU” Serafinowi, Witek „GIZENGA” Godzwon w ręce Wojtka „KĘDZIORA” Andruszkiewicza powierzył Pion Techniczny, gdzie Romek „KULIŚ” Kulik kierował sekcją konserwatorów a ja zająłem się sekcją realizatorów. Funkcję z-cy Redaktora Naczelnego d\s programowych objął Rysiek „BAJURA” Banach.
Redakcją literacką kierował Zygmuś Wangler, społeczno-polityczną – Mietek Welke. Lektorom i spikerom „kierownikował” Waldek „Szaja” Szałtynis, później Roman Gałędek. Informacje opracowywane były w redakcji informacyjnej, działającej pod kierownictwem Miry Urbaniak.
Pion techniczny w tym czasie liczył ponad 40 osób, gdyż przybyło nam zdecydowanie więcej pracy, niż przed przebudową.
Związane to było z faktem dwukrotnie zwiększonej ilości stanowisk pracy. Przybyło nam przecież nowe studio spikerskie, z którego prowadzony był program SAR oraz druga reżysernia, obsługująca nowe studio. Równolegle dyżurowały dwie ekipy realizatorów akustycznych, każda złożona z technika i miksera. Z tamtych lat pamiętam, że sekcja realizacji oraz redakcja muzyczna były bardzo sfeminizowane.
Basia „Pupunia” Ruszel, Anka Markiewicz, Krysia Kocoń, Basia Pientka, Grażyna Matusiak, „Żucha” Adamczak, Grażyna „Kuszelas” Klimaszewska, Wiesia Michalska, Krysia Szyk, Ela Bojaruniec, Alina Iskierska, Grażyna Pasławska, Marysia Zujewska, Jola Konopczyńska, Marysia Żurawicz, Anka Pac to tylko część dziewcząt, jakie pamiętam.
W redakcjach udzielały się Jola Pernak, Kasia Dobrowolska, Basia Kochańska, Mira Urbaniak, Marysia Dąbrowska, Ewka Noscius, Danka Kozarzewska, Ewa Sysio, Ewa Zaleska, Anka Kowalska, Krysia Lewicz, Ela Pietkiewicz z racji słowiczego brzmienia głosu „Kląskadłem” przeze mnie nazwana.

Pracowali wówczas w SAR studenci PG, WSP, WSE, AM. Nie było pomiędzy nami barier wynikających ze studiowania na różnych uczelniach, wszystkich łączyła wspólna pasja pracy społecznej w studenckim radiu.

Służyliśmy pomocą techniczną w postaci sprzętu oraz szkoleń technicznych i programowych radiowęzłom w Akademii Medycznej (Radio Medyk) oraz w Wyższej Szkole Ekonomicznej (Radio Krypa). Szczególnie mile wspominam pracujących w Radiu „Medyk” braci Teodorczyków i Damiana Gawrycha od „damianówki” oraz Stefanów Stelmaszczuka i Skrzyneckiego a także Marka Kałamajskiego z Radia „Krypa” w Sopocie.

„Starą gwardię” realizatorów dźwięku oraz konserwatorów sprzętu w tamtych czasach stanowili Krzysiek „Kajtek” Madejski (jakiś czas dojeżdżał na dyżury z Torunia!!!), Jasiek „Długi” Lankiewicz (tworzący jednocześnie ze Zbyszkiem Zalewskim sztandarową pozycję SAR – „Dyliżans Aktualności”), Zdzicho „Bobi” Lewandowski, Andrzej Lamers, Konrad Lange, Zbyszek Werner, Lech Smoleński, Franek Trynka, Waldek Walczak, Rysiek Bylicki (młodszy brat „Kormorana”), Marek Szyszkiewicz, Piotr Jagielski (ale nie „Janosik”),Bogdan Łukuć, Heniuś Perkowski, Janusz Tomczak, Andrzej Matysiak, Jurek Polak, Janusz Szyndlar, Andrzej Kierus, Józek Drozdowski, Maniek Baranowski, Olek Kozłowski, Zdzicho Gregorkiewicz, Kazio Pliszka, Wojtek Andron, Marek Duracz, Georges Papanikolau, Krzysiek Serdeczny, Wiesiek Niemociński, Krzysiek Nowicki, Wojtek Badowski, Romek Kulik, „Kędzior” i autor. Byli też Jurek Furman, Włodek Maciejewski, Tadek „Ociec” Szypliński – nierozłączna trójca konserwatorów sprzętu a także realizatorów. Zaczynał pracę realizatora Piotrek „Janosik” Jagielski, aktualnie szef techniczny PR Gdańsk.

Biurokracją zajmowali się Wanda Nowak – jedyna osoba, która pracowała w SAR za symbolicznie płacone przez ROZSP pieniądze, pełniąc ważne obowiązki maszynistki oraz Stasio „Dziadek” Szramka.
Felietony pisali Rysiek „Bajura” Banach, Wiesiek Bauman, Mietek Welke, Andrzej Mielczarek, Mietek Ostojski.
W redakcji muzycznej, którą przypadło mi, równolegle z sekcją realizacji, kierować, pracowali Jacek Więckowski, Jasio Cegła a swoje pierwsze audycje pisali Tomek Żerwe, Jacek Czuryłło, Mietek Robak, Marcin Jacobson oraz Wojtek Jasiński.
Zrealizowałem wtedy dla SAR wiele nagrań różnych zespołów m.in. mile wspominam Mirka Hrynkiewicza i zespół „Zjednoczenie Bieguna Południowego z Północnym”, a także nagrania do „Neptualii” w trakcie których odbył się wspaniały ślub „Chudego” Serafina z Basią Pientką.

Bardzo zgrany zespół SAR we własnym studio. Od lewej – Wanda Nowak, Franek Trynka, Wojtek Andruszkiewicz, Mietek Serafin, Jacek Więckowski, autor

Jeszcze jedna pamiątka z czasów otwarcia Studia Centralnego SAR.

 

Rok 1971 był też ostatnim rokiem moich studiów na Wydziale Elektroniki PG. Studia skończyłem z wynikiem dobrym, w terminie i bez problemów (te 6 egzaminów w sesjach poprawkowych, w tym 2 z „wojska” za całe pięć lat studiowania tylko bardziej utrwaliło moją wiedzę – cóż wart jest student, który nie zaznał dreszczyku emocji podczas sesji poprawkowej). Jedynym moim problemem podczas studiów było trafienie na egzamin ustny do właściwego egzaminatora. Wynikało to z faktu (do czego wstyd się przyznać) nie uczęszczania na wykłady – więc wykładowca i jednocześnie egzaminator był mi znany tylko z nazwiska. Można było to jednak obejść, zaliczając dobrze egzamin pisemny, co zazwyczaj udawało się. Czas „zarwany” Uczelni był w 100% wykorzystany dla SAR.

Po odebraniu dyplomu ukończenia studiów rozpoczęliśmy wspólnie z „Kędziorem” pracę w PG. Pracę tę załatwił nam „GIZENGA”, wcześniej podejmując ją w tej samej komórce organizacyjnej Uczelni.
W Uczelni zajmowałem się nagłośnieniami oraz serwisem aparatury – a więc praca zawodowa była kontynuacją pracy społecznej w SAR.
Ekipy realizatorów i redaktorów SAR corocznie aktywnie obsługiwały „Spotkania Jesienne”, odbywające się w Klubie Studentów Wybrzeża „ŻAK”. Słuchacze na bieżąco byli informowani o odbywających się tam imprezach, a część imprez, po nagraniu, była retransmitowana w sieci kablowej SAR.
Transmisje kablowe z Auli PG oraz Klubu Studentów PG „Kwadratowa” były bajecznie proste dzięki wcześniejszemu wysiłkowi kolegów z epoki Wojtka Wójciaka, którzy połączyli SAR z PR Gdańsk, Gmachem Głównym PG, Klubem „Kwadratowa” oraz Osiedlem Studenckim przy ul.Hibnera.
W tym czasie zrealizowano pierwszą transmisję po za siecią kablową Studenckiej Agencji Radiowej. Dzięki przychylności i pomocy ówczesnych władz pocztowych zestawiliśmy sztywne łącze pomiędzy Technikum Mechaniczno-Elektrycznym w Gdańsku na ul.Augustyńskiego a siedzibą SAR we Wrzeszczu. Dzięki temu połączeniu słuchacze SAR mieli możliwość śledzenia na bieżąco odbywającego się w auli TME festiwalu piosenki turystycznej „BAZUNA”.

Na zdjęciu autor podczas realizacji nagłośnienia i jednocześnie transmisji koncertu „BAZUNA”. Obok – przyszła żona Krystyna.

 

1976 rok był ostatnim, który poświęciłem pracy w SAR.

Nadmiar nowych obowiązków, związanych z pracą zawodową, kłopoty z mieszkaniem (wcześniej udawało się dzięki przychylności władz PG mieszkać w akademiku) a przede wszystkim wola przekazania „pałeczki” następnemu pokoleniu fanatyków studenckiego radia spowodowały moją decyzję usunięcia się „w cień”. Kontaktu z SAR jednak nie zerwałem, często bywałem na okazjonalnych spotkaniach w szacownej siedzibie, nie omijając też słynnych wypoczynkowych jesiennych obozów w Babie Jadze.

Czasy zaczęły się robić nieciekawe, wielka euforia, związana z dojściem do władzy w kraju nowej ekipy (ale też jedyną i słuszną ideologię wyznającej) zaczęła stopniowo przygasać…

Zrzeszenie Studentów Polskich, dotąd starające się być organizacją apolityczną, nagle uzyskało „coś” z przodu swej nazwy. Nie znam wpływów i nacisków, jakie na „niezależną trybunę wolnych wypowiadaczy” z mojego okresu pracy zaczęły wywierać nowe władze studenckie oraz władze Uczelni. Pewnym jest to, że cenzura zaczęła być coraz powszechniej odczuwalna, czego wyrazem może być zmiana statusu stanowiska Redaktora Naczelnego SAR, wprowadzonego po ustąpieniu Mietka „Chudego” Serafina. Stanowisko to – do tej pory, jak każda inna praca w SAR, pełnione społecznie bez jakichkolwiek gratyfikacji – zaczęło być zależne od pracodawcy, którym były władze Uczelni. Rozpoczęła się epoka podwójnych audycji – jedna dla cenzury, druga – w kabel, ale nie trwało to długo….

Towarzyskie spotkanie na rynku obok siedziby SAR. Od lewej: autor, Piotrek „Janosik” Jagielski, Waldek Walczak, Jasio „Cegiełka” Cegła.

 

Moje kontakty z SAR zaczęły ograniczać się do administracyjnej pomocy, w ramach pełnionych w Uczelni obowiązków. Bywałem w szacownej siedzibie SAR jako przedstawiciel Uczelnianej Komisji Likwidacyjnej, przekazując na złom kolejne partie wyeksploatowanego sprzętu. W ten sposób udało mi się ocalić legendarne mikrofony D-20, służące mi po naprawie do dnia dzisiejszego podczas realizowanych nagłośnień.

Obserwowałem też zmiany, jakie zachodziły w wyglądzie pomieszczeń oraz wyposażeniu technicznym. Przybywały nowe stoły mikserskie, wymieniano magnetofony. W pewnym okresie widoki były nawet bardzo obiecujące i budujące… Zaczęło pachnieć też pieniędzmi, gdy kolejna ekipa zaczęła komercjalizację społecznej dotąd działalności.

Na bazie Studenckiej Agencji Radiowej powstała komercyjna rozgłośnia radiowa „RADIO ARNET”, emitująca swój program na antenie radiowej w zakresie UKF i to moim zdaniem był początek końca świetności tak zasłużonego dla środowiska akademickiego Trójmiasta studenckiego, kablowego i opartego wyłącznie na społecznej pracy, radia.

 W połowie lat 90-ch, z tytułu pełnionych w Uczelni obowiązków, przewodniczyłem komisji, która wywoziła na złom resztki tego, co pozostało z SAR.
To, co robiłem było podobne do zbrodni dzieciobójstwa………….
Nie będę opisywał moich odczuć w tamtej chwili, ale były one bardzo podobne do tych, jakie towarzyszyły wielu z nas podczas pamiętnego pogrzebu „GIZENGI” w Sopocie.
Na początku 1997 roku powstała grupa inicjatywna, która postanowiła uczcić 40 – lecie Studenckiej Agencji Radiowej. Pomiędzy organizatorami w osobach m.in. Eli Pietkiewicz, Miry Urbaniak, Tadka Buraczewskiego, Piotra Jagielskiego i Jego Żony, Iwony Pietryki,Tomka Żerwe byłem również ja – jedyny dinozaur z epoki lat 60 i 70 XX wieku. Po wielu naradach powstał plan obchodów okrągłej rocznicy, a jego realizację wyznaczyliśmy na dzień 7 czerwca 1997roku.

W dniu tym na nowo odżyły wspomnienia – zadźwięczał sygnał SAR przed akademikiem, gdzie była siedziba tylu (w wymiarze czasu trwania studiów) pokoleń agentów (oczywiście ja realizowałem nagłośnienie), wmurowano pamiątkową tablicę w ścianę słynnej „szesnastki”, przemówień było bez liku, a o wielu łzach wzruszenia z radości spotkania po tak wielu latach niewidzenia się przez grzeczność nie wspomnę…. JM Rektor PG odznaczył Studencką Agencję Radiową medalem Politechniki Gdańskiej. Były kwiaty, szampan lał się a nad wszystkim królowała piękna pogoda…..Wspaniała była też impreza wyjazdowa, rozmowom nie było końca do białego rana a rozstanie następnego dnia było bardzo smutne…….

 

Flaga SAR i pamiątkowa tablica na murze dawnej „szesnastki”

2002 ale to nie koniec…

Życie nasze toczy się według spiralnej teorii rozwoju. Potwierdzają tę teorię ciągle powracające bardzo podobne zdarzenia, wracają te same mody, a jedyna różnica pomiędzy nimi polega na coraz wyższym standardzie życia oraz poziomie techniki.

Oto koronny dowód na prawdziwość powyższej teorii:

Oczy przecieram ze zdumienia i szczypię się – czy to nie jest sen?

Powodzenia chłopaki! Do usłyszenia w INTERNECIE!!!

Powyższe spisał ze swej sklerotycznej pamięci w lutym 2002 Bogusław Maśnicki. Przepraszam tych, których nie wspomniałem, ale nie używam żadnych polepszaczy pamięci. Jeśli pomyliłem jakieś fakty – było to niezamierzone z mojej strony i proszę o wybaczenie.