Studencka Agencja Radiowa

Studencka Agencja Radiowa

65 lat

Andrzej Leszczyński


S A R wspomnienie

Nie przepadam za wspomnieniami i staram się nie ożywiać pamięci. Było, minęło, co tam wspominać panie Mietku, jak powiedziałby Andrzej Mleczko. Sięganie do tego co było, jest przywilejem kombatantów. Nie chcę czuć się kombatantem, bo zdarzało się, że kiedy jadłem zupę myśląc o młodości, zupełnie nie odczuwałem jej – zupy! – smaku. Szkoda zupy, czyli życia. Szczęście to dobre zdrowie i krótka pamięć; prości ludzie wiedzą co mówią.

Ale co tam, gwałcony w tej sprawie przez Mietka Serafina (ach, jak on potrafi pięknie gwałcić) próbuję teraz, po trzydziestu latach, wskrzesić obrazy i emocje z tamtych dwóch (wrzesień 1972 – sierpień 1974) lat. Najpierw było to wszystko bardzo chyba dwuznaczne. Władze Politechniki spodziewając się niespokojnych czasów i chcąc mieć wpływ na niezależny dotąd SAR wymyśliły dla Redaktora Naczelnego etat, do którego nie pasował im szefujący wtedy radiu Serafin. Kończyłem właśnie pierwsze studia, podczas których założyłem z kolegami i prowadziłem studenckie radio „Sugestia” na Polankach (to też byłby niezły temat na wspominki…). Prorektor PG, pan prof. Adam Skrzypek, zaproponował mi ten etat – pamiętam, niewielkie pieniądze i duży lęk przed ludźmi z SAR-u. Niektórych z nich znałem wcześniej, bywali w „Sugestii”, mówili o kablowym połączeniu się z nimi itp., jednak teraz było to coś innego, bo miałem zastąpić ich Naczelnego. Po wściekłym spotkaniu, bodaj w „Schroniku”? – dali mi szansę.

Potem było już w miarę normalnie. Nie będę mówił o poziomie radiowym naszej pracy, bo byłbym sędzią we własnej sprawie, w każdym razie kontynuowaliśmy większość audycji i pomysłów na radio. Odżywają teraz we mnie jakieś obrazy i konkrety nie zawsze pewnie istotne, choć dla mnie widać tak. Nazwiska kolegów, dyżury, „czarna księga”, nagrania i emisje. Wizyty esbeckiego „opiekuna”, p. Bolka S. i „zaproszenia” do Rektora, Uczelnianego Parlamentu wtedy już SZSP, czy Komendy Wojewódzkiej MO. Podwójnie – do emisji i dla władz – nagrywane audycje. Otwarcie klubu SAR. Waleci (młoda dama na górze, w moim pokoiku – chyba 321a, obok mieszkał Banach – obydwa Kędziory, jeden zwany wtedy Dzięciołem, przez jakiś czas także Małgosia Żerwe, siostra Tomka, który zamartwiał się o jej cnotę). Było radiowe jajcarstwo, np. nagranie i puszczenie godzinę wcześniej „trójki”. Obóz w bazie „Baba Jaga” nad jeziorem Narie, gdzie królował spirytus z grejpfrutem, wtedy odkrycie, gdzie beztrosko bawiliśmy się polewając się wodą z wiaderek i gdzie Społeczny Komitet Przeciwalkoholowy reprezentował Marek Kotański upijając się pierwszego dnia dość dokładnie. Wiele innych jeszcze rzeczy.

Wygląda na to, że dobrze wszystko pamiętam, także w tym sensie, że był to dla mnie ważny i dobry czas. Do dziś zachowałem dwie brzydkie drewniane pieczątki, pamiętałem też cały czas numer telefonu: 41- 41- 26. O czym to świadczy? Nie wiem. Idę jeść zupę.

Andrzej C. Leszczyński