Studencka Agencja Radiowa

Studencka Agencja Radiowa

65 lat

Halina Czerniak


„Ślady na piasku i kręgi na wodzie…….”

Wspomnienia snuje Halina vel Bubulina vel Helena Czerniak – w SAR-ze od 1967 do 1969 w Redakcji Literackiej prowadzonej przez Willego Grodzia, potem krótko i nieudolnie kierowanej przez wyżej  wymienioną, a Naczelnym był wtedy Andrzej „KIM” Nowak.

Czym był dla mnie SAR?
Był „Sezonem kolorowych chmur” (Jerzy Afanasjew).
Lata sześćdziesiąte, ich druga połowa. W powietrzu unoszą się jeszcze fluidy BIM BOMU, Teatru Co To, Cyrku Rodziny Afanasjew.
Starsi koledzy, nasi poprzednicy i twórcy SAR-u zaczęli „sarować” w latach pięćdziesiątych, myśmy przyszli na gotowe, na dziesięciolecie.
Już trwała legenda pionierskich lat pierwszych, a nie była ona tak odległa, aby już tkwić w lamusie. Wręcz przeciwnie – czuliśmy respekt, szacunek i podziw dla tych  co przed nami… Chcieliśmy im dorównać, przynajmniej nie zaniżyć poziomu, a jednocześnie być sobą, czyli ludźmi z końca lat sześćdziesiątych.
SAR to była nasza akademicka instytucja. Charakterystyczny sygnał jakby stworzony na syntetyzatorze dźwięków (czy były wtedy syntetyzatory? – nawet nie wiem), muzyka jakiej trudno było znaleźć w PR, młode głosy prowadzących program, „luzacki” (jakby się to teraz określiło) styl – pobudziły moją wyobraźnię, gdy jako prowincjuszka, dumna ze statusu studentki PG zamieszkałam w DS 15.
Przez pierwsze lata moich studiów byłam tylko słuchaczką programu i nawet nie marzyłam, że mogłabym zostać „sarowcem”. Na szczęście dla mnie los w osobie mojej przyjaciółki Danki Strycharskiej zaprowadził mnie do DS 16, do Willego Grodzia. A tam: ciasny pokoik, kilka osób w typowej dla mieszkańców akademików półsiedzoąco-półleżącej pozycji, na metalowych, udających tapczany łóżkach, papierosy, pita litrami herbata i rozmowa o audycjach, które powstają lub są w planach, kto i kiedy będzie miał dyżur programowy, kto obsłuży „Studencką premierę”1/  dostając lub nie do dyspozycji „Grundiga”2/.
To było spotkanie Redakcji Literackiej. Wsiąkłam…. Teraz wiele popołudni, wieczorów i nocy spędzałam w „szestnastce” na poziomie „czterysta”.
Staraliśmy sie na swój amatorski sposób być profesjonalni, uczyliśmy się robić radio wzajemnie od siebie i pewnie trochę szpanowaliśmy, bo praca w Studenckiej Agencji Radiowej (brzmiało to dumnie) wyróżniała spośród kolegów, którzy „tylko” studiowali.
Teraz gdy przesłuchałam kilka swoich audycji, które uchowały się dzięki Janowi „Długiemu” Lankiewiczowi dostrzegam naiwność tekstów, ale doceniam sprawność techniczną nagrań, a koledzy z Sekcji Technicznej potrafili dokonywać cudów na konsoletach (odziedziczonych z Rozgłośni Gdańskiej Polskiego Radia), aby uzyskać oczekiwany efekt.
To były przaśne gomułkowskie lata, ale myśmy byli młodzi, pełni zapału i fantazji.
Słucham audycji kolegów (Dyliżans Aktualności, reportaże z imprez kulturalnych i „oficjałek”, żarty słowno-muzyczne) i wraca smak tamtych dni: zapach kurzu w amplifikatorni, napięcie przed wejściem na antenę, nastrój towarzyszący nocnym nagraniom, gdy to po wybrzmieniu sygnału na zakończenie programu wchodziliśmy do studia. Nerwówka, bo ktoś nawalił, trzeba kogoś wyciągnąć z łóżka by ratować zaplanowane nagranie, specyficzny klimat poniedziałkowych kolegiów pod wodzą Andrzeja „KIMA” Nowaka. Mam wrażenie, że nie byłam odosobniona mając poczucie więzi, wrażenie, że robimy coś ważnego , a przy tym bawiliśmy się chyba przy tej robocie.
Cokolwiek bym napisała, jakich słów nie użyła, to nie potrafię przekazać interesująco, barwnie i przekonująco tamtych klimatów. Wszystkie zapewnienia o niezwykłości tych „sarowskich” lat wypadają płasko i trochę nudnie jak kombatanckie wspomnienia, jak czarno-biała, niewyraźna fotografia, z której tylko wtajemniczeni wyłowią przesłanie i odtworzą w pamięci urodę utrwalonego przedmiotu.

Przechowuję jeszcze legitymację sarowską nr 103 podpisaną przez „KIM-a”, nad podpisem nadruk:

„Niniejsza legitymacja wraz z kartą reporterską uprawnia do wstępu na wszystkie imprezy organizowane przez Zrzeszenie Studentów Polskich na terenie całej Polski”.

Zachowała się mi też jedna karta reporterska:
„4-ty Festiwal Kultury Studentów w 25-lecie Polski Ludowej. Kraków, dnia 07.05.1969”
Właśnie wtedy z Mietkiem Serafinem i Wojtkiem Andruszkiewiczem odbieraliśmy Wielką Nagrodę Festiwalową – Maszkarona – za audycję, której wraz z Danką Strycharską (Szymańską) byłam współautorką. Audycja pt. „Taczanka” traktowała o Rewolucji Pażdziernikowej (Signum temporis!).  Andrzej „KIM” Nowak tak bardzo nas namawiał, że musimy, że koniecznie itp., bo to będzie blamaż jeżeli nasz SAR nie przystąpi do konkursu ogólnopolskiego przy okazji tak ważnego festiwalu.
Uleglismy sile jego argumentacji, wszak to Naczelny, a on uszczęśliwiony, że nas przekonał, zapomniał przekazać regulamin i temat konkursu, rzucił ogólnie – „zróbcie coś o rewolucji”. Temat, a poznałam go dopiero w Krakowie przy odbieraniu nagrody, dotyczył udziału Polaków w „Akcji: Rosja 1917″. A myśmy wzięły książkę Izaaka Babla (chyba wydaną w drugim obiegu) i opracowałyśmy tekst audycji – było to coś na kształt słuchowiska bez głównego bohatera, a właściwie jak na tematykę przystało głównym bohaterem były ” masy” ludy rosyjskiego. Na pewno nie dotknęłyśmy tematu zadanego.
Pamiętam ten klimat towarzyszący nagraniom: za oknami mroźne, zimowe, gdańskie noce, akademik śpi, a w studio koledzy na nasz sygnał wznoszą rewolucyjne okrzyki. Waldek  Szałtynis przemawia do carskiego wojska (wspomina zresztą w swoim tekście o „ekwilibrystyce”, którą wykonywał podczas tego nagrania). Było sporo zabawy i kpin, a wszystko na tle symfonii Czajkowskiego i pieśni rosyjskiej „Ech!  taczanka Mołdawianka”… Autorki j.w. nie bardzo wiedziały co chcą opowiedzieć, ale wykonawcy i jakość nagrania Jana „Długiego” Lankiewicza, być może także przy udziale Bolka Jarosińskiego, była na medal i za nią audycja dostała nagrodę.
Właśnie dzięki temu Mietek, Wojtek i ja wysłuchaliśmy i obejrzeliśmy pewnej nocy na głównym dziedzińcu Wawelu imponujące widowisko typu „światło-dżwięk” nt. dziejów Polski od Mieszka I-go, poprzez wszystkie dramatyczne zawijasy, do czasów współczesnych. Utkwił mi zwłaszcza w pamięci fragment, gdy cały dziedziniec wawelski pogrążył się w ciemnościach i oto reflektor wyłowił na najwyższym krużganku ubraną na czarno postać – nie, nie był to Zorro a Ewa Demarczyk, która ze swoją dramatyczną ekspresją odśpiewała „Historię narodzin Bolesława Krzywoustego”. W chwilę później po wielu dźwiękowo-wizualnych galopadach historia dotarła do  Powstania Warszawskiego, i tu ta sama artystka dała popis śpiewając „Wiersze wojenne” K.K.Baczyńskiego.
Było pięknie i wzniośle, chociaż Polska tonęła jak ten wawelski dziedziniec w ludowo-socjalistycznych mrokach. Póki co był piękny maj, Planty krakowskie w pełnym rozkwicie, szalały Juwenalia.
Wróciliśmy do zimnego wtedy Gdańska, w SAR-ze nagrałam swoją ostatnią audycję pt. „Zielone liście lata czyli przekrój podłużny przez studenckie wakacje”.
Była to moja pierwsza i ostatnia próba audycji kabaretowej, bardzo rozśpiewana (śpiewali przepięknie Danka Strycharska, Mietek Serafin, Waldek Szałtynis, Krzyś Madejski i ja troszeczkę), a zachowała się (audycja) dzięki Janowi „Długiemu”L.
Dziękuję Ci Jasiek, słucham tego nagrania z uśmiechem i zadumą, to jest w tej chwili dla mnie taka „Stop-klatka” z młodości.
A czy ktoś z koleżanek i kolegów pamięta nasze zabawy w „Schroniku”, zimą podlewane grzanym winem, a bliżej wiosny i lata – piwem?
Wśród pamiątek zachowało mi się odbite na fotograficznym papierze (nie było wtedy, oj! nie było kserografów) – zaproszenie na imprezę. Przepisuję je w całości:

” Bal jubileuszowy. X-lecie KCK(***) Uczone Białogłowy i Mężowie naszego Towarzystwa spod znaku KCK! Głównym dzisiaj przedsięwzięciem weselić a bawić z Wami pospołu. Zwołaliśmy więc BAL JUBILEUSZOWY dla śpiewu i tańca i dla podtrzymania tradycji, dla radości, że obchodzim X-lecie Klubu naszego, jego świetnych dziejów, wielkich czynów i sławy.
Muzykant ochotnie i wesoło grać zaczyna o godz. 18-ej 20-go dnia miesiąca stycznia Roku Pańskiego 1968.
INSTRUKCJA;
1.Ubiór skromny acz gustowny wskazany będący jest.
2. Przy wejściu do lokalu dziesiątaka i kartę z napisem „wytrawnie” lub „Słodko” w lewej dłoni trzymać (prawa przeznaczona do uścisków).
3.Po raz ostatni głęboko odetchnąć
4.Wejść z powagą godną chwili (przodem do przodu – postępowo).
5. Nastawić czoło
6. Po ceremoniach powitalnych niezwłocznie zaznajomić się z programem biesiady.
7. Postępować w myśl wyżej wymienionego.
8. Zarządzeniom wysokiej Rady KCK posłusznym być.
9. Nie wychylać się.
10. Śmiać się, bo żadna zdobyta docentura nie da Wam poczucia humoru. Jeśli już nie potraficie się śmiać, to idźcie do diabła lub na cmentarz, grabarz oliwi już na Was łopatę.
Koniec instrukcji. Wrota Schronu otwarte czekać będą od 18.00 do 18.59
Zaświadczenie dla szefa, teściowej, żony, dzieci, pani wychowawczyni itp.(niepotrzebne skreślić): zaświadczamy, że w dniu 20.1.1968 w czasie od 18.00 do 24.00 wielce szanowna Pani, Pan, Państwo, Wycieczka (niepotrzebne skreślić) nie zabijali, nie cudzołożyli (nie ręczymy za wycieczkę) nie kradli, nie mówili fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu, nie pożądali….

Podpisano – Prezydium KCK: Prezes i Sekretarz.”

Miły dokumencik, prawda?
A oto z archiwum Długiego taki tekst na zszarzałej kartce w kratkę:

„SKARGA! uroczyście wnoszę powyższą do Szefa w związku z zaistniałą sytuacją. Otóż w dniu 11.11.68 (poniedziałek) w późnych godzinach wieczornych (ok. godz. 23.23) na 7 minut przed końcem programu nijaki Jan Lankiewicz (nr leg. SAR-u 20, nr dowodu – nie chce podać cholera jedna) wszedł na mixer „Młody-2” z nogami (z butami na wygląd nr 10,5) i nie chciał zejść – choć kazałem. Wchodzić na mixer zabraniałem – atoli owo nic nie pomógłszy jeszcze bardziej obwinionego ku czynowi tak niecnemu popchnąwszy. Poza tym wszedł on w celu zmiany żarówki 100/220, którą to trzymać mi kazał i do tego niby gdybym tego nie wypełnił co „powiedział” to klosz u sufitu zawieszony na łeb mi spuścić zamierzał. Nadmieniam, że klosz ów szklanym jest oraz wagę około 0,5 kg mający, co uniemożliwiło mi opór.(a na dyżurze bić się nie chciałem). Tuż przed założeniem ostrzegłem, że skargę niniejszą wzniosę do czynników odpowiednich, aliści i to nic nowego do postanowień nicponia nie wniosło, co w miarę dokładnie przekazać sobie pozwoliłem. Żywot wieczny, amen… Wielce urażony KAJTEK.”

Mam jeszcze wiele takich tekścików – żercików, tworzonych przy różnych okazjach. Zabrzmi to może zarozumiale – ale czytajac tę spontaniczna twórczość myslę, że byliśmy sympatyczna grupa ludzi.
Leży też przede mną karta wstępu na imprezę pt.
„Karnawał is dead – Śledż 1968. A.D. 27.02.68”.
Nomen omen:
Karnawał SAR lat 60-tych is dead. Cześć jego pamięci!
Trwał ten sezon kolorowych chmur tylko kilka lat, a pamięć moja o nich jest podszyta żywą emocją, często żywszą niż o innych późniejszych, dłuższych okresach w życiu.
>Pisząc te słowa słucham jednocześnie „Dyliżansu aktualności”, wydania przedświątecznego z grudnia 1968, są w nim życzenia od „wszystkich świętych” (Jego Magnificencja Rektor PG, Przewodniczący Uczelnianego Parlamentu, Przewodniczący ZSP, ZMS..),  a na koniec tych oficjalnych wzniosłości kolega prowadzący audycję czyta te oto słowa:
„A teraz inne od wszystkich życzenia – życzymy Wam, abyście dożyli roku 2000-go. Co żeście się tak zmartwili? Uważacie, że to mało? nie spuszczajcie nosów na kwintę, posłuchajcie:”
Tu Krzysztof”Kajtek” Madejski czyta wiersz Mariana Załuckiego:

„Ten przyszły, nowy świat Wy sobie wyobraźcie:
My starsi o kilkadziesiąt lat, Kobiety – o kilkanaście.
Epoka nowa, atomowa, a technika tak się rozwinie,
Że nawet będzie słychać słowa na polskim filmie w kinie.
A w restauracjach – bez przesady też całkiem nowe obyczaje:
Zamiast kelnerów – automaty co same mówią: „kolega podaje”.
Od dawna telewizja wkroczy do wszystkich mieszkań zwykłych ludzi,
Żeby widzieli na własne oczy kto ich tak w radio nudzi.
Nareszcie spadnie nam z głowy ten problem lokalowy:
Naciśniesz guziczek – masz mieszkanie,
Każdy kto napisze podanie – taki guzik dostanie.
Słowem techniczny postęp wszędzie, wygoda na każdym kroku,
Sam nie wiem czego nie będzie w tym 2000-nym roku?”

Poldek „Młody” Szymański !? Jasiek „Długi” Lankiewicz !? Bolek „Jarosz” Jarosiński!? (chłopaki od Witka „Gizengi” Godzwona z RT), który z Was siedzi w reżyserce? Obudź się jeden z drugim!

FINITO! KONIEC PROGRAMU!  Dawać sygnał !!!

…plim……plim…pli..pli…plim.. (to sygnał SAR-u), kap, kap, kap… (to sentymentalne łzy wspomnień)
1970 Bim-bom !! 1971 Bim-bom !!…. 1976 Bim-bom !!…. 1980 Bim-bom !!1981 Bim-bom !!… 1989 Bim-bom !!,,..1999 Bim-bom !! 2000 Bim-bom !! 2001 Bim-bom, Bim-bom, bom, bom,
bom….
Cholera to już tyle lat ??? !!! ???
CHÓR
 (śpiewa spokojnie z zadumą):
„Pijmy wino za kolegów, którym szczęścia w życiu brak…………………………………………………………………………………………………….
Pijmy wino za kolegów, bo Oni to my, a my to już mgła…..”
LEKTOR 1
 (energicznie, głośno, fortissimo): EXIT STATION !!!
WIELOGŁOS (głośno, zdecydowanie, krótko): GO !!!

Objaśnienia:
1/  Po premierach w teatrach trójmiejskich, następnego dnia, lub po dniach kilku była   premiera dla studentów. Po spektaklach odbywała się dyskusja młodzieży z wykonawcami i reżyserem. My z Red. Lit. nagrywaliśmy co się dało i nawet robiliśmy wywiady. Miałam zaszczyt po „Śmiertelnym tańcu” Strindberga rozmawiać z Andrzejem Szalawskim (dla przypomnienia -m.in. grał Juranda w filmie „Krzyżacy”). Ciekawa jestem co też ja mogłam mieć za mądre pytania do tak wytrawnego aktora?
2/   Magnetofon szpulowy, reporterski, walizkowy ( koledzy technicy wybaczcie niefachowe określenia), na tamte czasy HIT. Iść z nim na nagrania „terenowe” to było to !!
3/   Klub Cnotliwych Kawalerów – nie wiem kto to wymyślił, a o ile mnie pamięć nie myli to rolę Prezesa KCK na balu 10-lecia pełnił Witek Gizenga. Zryw i zabawa bała przednia.
4/  Tacy byliśmy grzeczni? Zabawa w karnawale tylko do 24-ej!? A tzw. „dni odwiedzin” płci przeciwnej w akademikach – pamiętacie? Nasze dzieci mieszkają w akademikach koedukacyjnych, no i co z tego skoro nie maja SAR-u.

Spisano w dawnym wojewódzkim mieście – Koszalinie w miesiącu listopadzie 2001 roku.

Z poważaniem H. Czerniak,
Redakcja Literacka, SAR – w szacownym grodzie Gdańsku.