Studencka Agencja Radiowa

Studencka Agencja Radiowa

65 lat

Michał Smoczyński


PO CZTERDZIESTU LATACH……………

Z Michałem Smoczyńskim rozmawia Ola Baraniak /styczeń 2002/.

Odwrócimy role. W czasie kiedy razem „pracowaliśmy” w Studenckiej Agencji Radiowej Twoją domeną był magnetofon, a ja latałam z mikrofonem. Tym razem wirtualny mikrofon stawiam przed Tobą, ja zaś spróbuję skrzętnie spisać każde słowo.

Poznałam Ciebie wiosną 1961 roku jako ” maestro światła” w spektaklu „Kabał” pt. „Ludzie…ludzie…”

Na zdjęciu od lewej Andrzej Guziński córka Oli, Michał Smoczyński i mama Oli.

Pierwszy SAR-owski obóz nad jez. Sudomie, sierpień 1963 r.

 Michał: Tak. Do „Kabał” przyciągnął minie Andrzej Guziński, z którym nie tylko studiowałem na jednym roku, ale dzieliłem pokój w akademiku. Jak pamiętasz, spektakl wyreżyserowany przez Hannę Krupiankę grany był w sali teatralnej Żaka ale nie na scenie, lecz po środku widowni. Odpowiednia gra świateł była jakby dodatkowym akompaniamentem do wierszy Stanisława Różewicza. A propos akompaniamentu, to nie wiem czy sobie przypominasz, że w podkładzie muzycznym kilkakrotnie przewijał się fragment, który potem wprowadziliśmy jako sygnał SAR-u.

Ola: SAR-u jako takiego z siedzibą w ” Szesnastce” jeszcze wtedy nie było?

 Michał: Nie, działał BIS. Sama z resztą pamiętasz jak różne okolicznościowe audycje nagrywaliśmy w radiowęzłach, bądź w pokojach mieszkalnych „wyciszonych” obwieszonym na oknie i drzwiach kocami. Ze spektaklem „Ludzie….ludzie…” wyjechaliśmy do Koszalina na Ogólnopolska Festiwal Poezji. Zespół wrócił z wyróżnieniem a Hanka z postanowieniem dalszej pracy. Z ogromną energią zabrała się do reżyserowania słuchowisk radiowych. W jednym z nich nawet ja byłem „aktorem”. Bardzo nam brakowało pomieszczenia, które byłoby studiopodobne. Wtedy właśnie Andrzej Guziński wpadł na pomysł, że można zbudować centralny radiowęzeł, wspólny dla wszystkich domów studenckich przy ul. Wyspiańskiego. Rozpoczęłiśmy działanie we czwórkę: Andrzej Guziński, Staszek Stępniewski, Zbyszek Hartwig i ja. Były to wakacje po IV roku naszych studiów, czerwiec 1961.

 Ola: Hanna Krupianka dostała angaż do teatru w Elblągu i wyjechała. Ty, jako kierownik Teatrzyku „Kabały”, w październiku 1961r rozpocząłeś poszukiwania nowego reżysera. Pamiętam, że na jednym z zebrań, na którym zastanawialiśmy się co dalej, przedstawiłeś nam pana Muskata, męża pani Stanisławy Fleszarowej- Muskat.

 Michał: Tak. Wybór repertuaru też nastręczał nam trudności, raczej z nadmiaru pomysłowości; wtedy pani Stanisława Fleszarowa-Muskat zaproponowała nam swoją sztukę „Dom na górze”. Zaaprobowaliśmy wybór i rozpoczęły się próby z panem Muskatem.

 Ola: Dla nas tylko próby, ale Ty miałeś całe mnóstwo spraw na głowie. Scenografia, wykonanie dekoracji, kostiumy, ponadto budowa studio SAR szła pełną parą no i jeszcze, bądź co bądź, byłeś studentem.

 Michał: Był to faktycznie dość pracowity rok w moim życiu, czasem zwijałem się jak w ukropie. Była to też jednak świetna zabawa a i nauka, dla nas techników, zwłaszcza, że tworzyliśmy świetnie zgrany team. Nikt nie przypuszczał, że „Dom na górze” będzie ostatnią sztuką graną przez Teatrzyk „Kabały”.

Ola: Tak ,wszystko przez SAR. Wybudowaliście imponujące studio, jak na ówczesne czasy i możliwości finansowe Politechniki. Rok akademicki 1962/63 powitaliśmy audycją inaugurującą pracę Studenckiej Agencji Radiowej, a „Kabały” prawie w komplecie utworzyły zaplecze spikersko-aktorskie. Dzięki temu mogliśmy nagrać tyle słuchowisk. Ile nas było?

 Michał: Na początek niewielu. Oprócz Ciebie i naszej Czwórki, to: Wiesiek Lipiński, Kamil Ettinger, Kazik Bestry, Andrzej Nowak, Basia Kobylińska, Kasia Sobol, Jurek Schlichtinger, Jasio Rówiński… Potem dołączyli Wojtek Wójciak, Piotr Nosal, Kazik Kieruńczyk, Andrzej Piszczatowski, Witek Godzwoń, Staszek Mazurek i wielu innych, których nie jestem w stanie wymienić, bo było to 40 lat temu!

 Ola: Twoje najtrudniejsze zadania w SAR ?

 Michał :Zbudowanie miksera i współudział w budowie całego pierwszego zaplecza technicznego w latach 1961-62. To był początek. Nie ze wszystkim umieliśmy sobie poradzić. A potem, już po moim dyplomie, w latach 1964-65 połączenie radiowym kablem wszystkich domów studenckich Politechniki.

 Ola: Za moich czasów do akademików na Hibnera (obecna Do Studzienki) taśmy po prostu nosili wyznaczeni do tego celu dyżurni…

 Michał :To było kłopotliwe. Przy bardzo wydatnej pomocy ówczesnego kierownika centrali telefonicznej P.G., pana Juliana Wielińskiego udało nam się kabel radiowy wprowadzić do kanalizacji kablowej poczty. W ten sposób studio było połączone nie tylko ze wszystkimi akademikami ale również z Polskim Radiem, aulą Politechniki i „Kwadratową”. W 1967r.,kiedy Naczelnym był Wojtek Wójciak, rozpoczęliśmy przebudowę studia. Tę pracę „sarowcy” kończyli pod kierownictwem Witka Godzwonia.

 Ola: Z naszych wspólnych reportaży, w pamięci utkwiła mi obsługa radiowa Zjazdu ZSP w roku 1963 lub 64, dokładnie nie pamiętam. Mieliśmy jeden „Szmaragd”, reporterski magnetofon, prywatna własność Haliny Stefanowskiej i bardzo dużo pewności siebie.

 Michał: Pamiętam, mieszkaliśmy w Domu Chłopa. To był Zjazd, po którym Przewodniczącym Rady Naczelnej ZSP został Jurek Kwiatek. Podłączyłem się do wozu transmisyjnego Polskiego Radia i miałem nagrany cały przebieg obrad. Kiedy wszyscy delegaci biorący udział w Zjeździe, szli po kolacji, na różne towarzyszące imprezy, to my zabieraliśmy się do tworzenia sprawozdania. Wybierałaś sobie fragmenty wypowiedzi, cięliśmy taśmy kładąc je w poprzek łóżka z kartkami gdzie początek, gdzie koniec, dogrywałaś komentarz a potem ja ten kolaż składający się z kilkudziesięciu fragmentów sklejałem w całość. Ty szłaś spać (świtaniem) a ja brałem kąpiel, zmieniałem koszulę i jechałem na dworzec Wschodni aby kierownikowi ekspresu „Błękitna Strzała”, o godz. 5.20 rano wręczyć taśmę, którą ktoś z „sarowców” odbierał w Gdańsku. Tym sposobem jeszcze gorące obrady trafiały do słuchaczy.

 Ola: Takie gorące to one nie były. Zwyczajna „mowa-trawa” czytana na ogół z kartek. Pamiętam tylko jedno przemówienie, które z przyjemnością wysłuchałam. Nie chodzi o treść, ale o formę i retorykę. Był to student Uniwersytetu Jagiellońskiego o nazwisku Kubiak. Mówił piękną polszczyzną. Poza tym z tego zjazdu pamiętam tylko ogromne zmęczenie. Po trzech dniach obrad i trzech nocach pracy mroczki latały mi przed oczami.

Michał, co ci dał SAR?

 Michał: Patrząc na całą działalność z dystansu i z pozycji starszego pana, to mogę powiedzieć, że czas poświęcony SAR-owi można było zagospodarować z większą korzyścią dla siebie, na przykład na naukę języków. Ale wtedy tak nie myślałem. Praca sprawiała mi satysfakcję. Była to przede wszystkim fantastyczna zabawa, która na pewno pozostawiła ślad i w moim sposobie bycia i w oglądzie świata.

 Ola: Spójrz teraz na te zdjęcia. Pierwsze to 1963r, obóz w Sudomiu, a drugie to spotkanie z okazji 40-lecia SAR-u. Prawie nic się nie zmieniłeś. Nawet włosów na głowie Ci nie ubyło.

Grono agentów-weteranów w czasie Jubileuszu 40-lecia SAR-u, w czerwcu 1997 r. klub „Orbital” DS-7.

Od prawej: Ola Baraniak, Michał Smoczyński, Jan Rówiński, Wojciech Wójciak i Andrzej Guziński.

Opracowały: Ola Baraniak z wnuczką – Martą Brandt.