Studencka Agencja Radiowa

Studencka Agencja Radiowa

65 lat

Mieczysław Serafin


ZWIERZENIA AGENTA SAR

Zjechałem na Wybrzeże jesienią 1966 roku, zaraz po maturze. Medytowałem co by tu robić dalej?  Przez nieostrożność przyjęto mnie w mury zacnej Politechniki Gdańskiej. Wydział Łączności imponował. Zwłaszcza blondynkom i adeptom tajemnej, elektronicznej sztuki. Los – a ściślej Bardzo Życzliwe Panie z Dziekanatu sprawiły, że trafiłem tam gdzie trafić należało – do słynnej 16-tki. Mało kto wiedział, że tam właśnie trafiało się do szeregów Agencji. Dla zmylenia przeciwnika, Jego Magnificencji Rektora i Komitetu Zakładowego Przewodniej Siły kadrowa formacja używała nazwy Studencka Agencja Radiowa. Jako świeżo upieczony student miałem prawo do pierwszego członu nazwy. Jako miłośnik radia w ogólności rościłem sobie prawo do trzeciego członu. Gorzej zapowiadała się przeprawa z drugim członem  NAZWY – jednakże z racji posiadania skłonności do działalności agenturalnej  gładko przeskoczyłem progi wtajemniczenia. Blisko miałem do kwatery głównej – z apartamentu 106 na parterze, ośmioosobowego, przy schodach  – co ułatwiało komunikację z „górą”. Po tych to schodach wspiąłem się na SAR-owski OLIMP, bo miłość do radia wyssałem z pierwszej butelki /jeszcze ze smoczkiem/ wylegując się w łóżeczku zrobionym z drewnianej skrzynki przedwojennego radia.  Jednak z czasem – późno bo późno – zrozumiałem, że prawdziwe schody dopiero się zaczną.

Kiedy pokonałem – z ogromnym trudem – paraliżujący strach stanąłem przed przyjaznym obliczem następcy jakże spolegliwego Wojciecha Jerzego Wójciaka – trzeciego w historii agenturalnej Naczelnego – Andrzeja Kima Nowaka. I teraz zdławionym, acz aksamitnym głosem powiedziałem, że i owszem chciałbym dołączyć do wspaniałej, radiowej rodziny – czyli grona agentów. Propozycja robienia ślicznych audycji muzycznych tak przypadła Szefowi go gustu, że musiałem w pośpiechu opuścić gabinet łapiąc fruwający niczym latawiec scenariusz – i co tu dużo gadać – próbować. A to siłą argumentacji – w efekcie – zero. A to zręcznością literata – też zero. A to podchodami małolata –  znowu zero. Wypieszczony scenariusz frunął za mną. Przeto zacząłem wsuwać kartki pod drzwi gabinetu Naczelnego. I wreszcie pewnego wieczoru Mistrz – przekonany, bądź zniechęcony – powiedział – no niech spróbuje. Agent Nowak – wielki syn Wielkiego Zagłębia – w prostej linii kuzyn Jana Kiepury /wiadomo Sosnowiec/ – namiętny wędkarz w rzadkich chwilach irytacji powiadał: „hak ci w dziąsło”. Bywało, że dodawał łaskawie – „i kawałek szkła”.

Czas był gorący i imponujący. Ledwie co osiedla zostały spięte trwałym pomostem liniowym: ulice Hibnera i Wyspiańskiegio, o długości 3,5 km w poprzek dzielnicy Wrzeszcz. Pomost był podziemny.  Krecia robota „kablarzy” zakończona, nieludzko zmęczeni i umorusani wyszli na powierzchnię, nastał czas realizacji ambicji programowych. Kwatera Główna w DS 16 była jednocześnie Oddziałem SAR Politechniki Gdańskiej i Studiem Centralnym SAR. Agenci rekrutowali się z różnych Szkół Wyższych,  mieli swoje przytuliska na osiedlach innych uczelni, działały oddziały pod imionami własnymi: a to „Medyk”, a to  „Krypa”, a to „Żar” itd. Na antenie było wszystko: informacja, afirmacja, restauracja, publicystyka i muzyka, dramaturgia i serdeczność. Radiowy teatr wyobraźni co i rusz prezentował kolejne spektakle. Teksty popełniali miejscowi autorzy, bądź dokonywano adaptacji „klasyki”. Zawsze stawialiśmy na jakość, a nie, że „jakoś(ć) to będzie”. Przekonywaliśmy z anteny: „zamiast iść do baru słuchaj SAR-u”.

Chwila zadumy w czasie uroczystości wręczenia dyplomów – rok 1971.

 

Mieliśmy w dorobku kolejne, w efekcie liczne, diablo skomplikowane transmisje, bądź retransmisje, a to z Auli Politechniki – z obrad Uczelnianego Parlamentu, a to z klubu „Kwadratowa”, bądź Klubu Studentów Wybrzeża „ŻAK” – z politycznych dysput czy też przedstawień para teatralnych bądź kabaretów, budowały prestiż Agencji jednocześnie powiększając grono wiernych słuchaczy, jak i „zawistników”.. Rączo płynęły słowa, takty głównie wesołej muzyki, której bardzo brakowało w oficjalnym, polskim radiu i komentarze na temat zawiłości rodzimej i zagranicznej polityki.

Siłą Agentów SAR była SIŁA talentów. Przykładem niech będzie zdobyta na IV Festiwalu Kultury Studentów  w Krakowie „Wielka Nagroda” w konkursie radiowym. Statuetka „Wielkiego Maszkarona” trafiła do Gdańska za sprawą mistrzowskiej audycji literackiej. Kolejne dzieło zespołu sprawozdawców i techników to praca na rzecz Kongresu ZSP w Warszawie, obsługiwanego  dziennikarsko przez ekipę SAR-u pod wodzą A.Nowaka.

SAR widać było na rajdach i na „Bazunach” – Przeglądach Piosenki Turystycznej, na trasie 1-majowego pochodu i na Neptunaliach’71, pierwszych po tragicznym Grudniu’70, na koncertach i recitalach, w klubach, klubikach i wielkiej „Kadratowej”. Pamiętaliśmy o haśle: „Kto się uczy w Neptunalia ten jest świnia i kanalia”.

 Ważną wizytówką SAR-u i środowiska studenckiego na antenie Rozgłośni Polskiego Radia w Gdańsku był magazyn „Niebieskie Żagle”, starannie przygotowywany, z rzetelną troską o każde słowo – nie mówiąc o przecinkach. Jeździliśmy na spotkania i seminaria do innch środowisk studenckich, braliśmy udział w konkursach, wyjazdach zagranicznych – na wschód i na zachód. Byliśmy – jak na tamte czasy – wspaniałą radiową rodziną. Inną niż „Matysiakowie”. Nawet wolny czas spędzaliśmy razem na słynnych, agenturalnych obozach szkoleniowo-wypoczynkowych nad Nariami, w Sudomiu, Czarlinie i innych pięknych miejscach. Zawsze jesienią, głównie we wrześniu, kiedy barwy „złota i purpury” zdobiły drzewa.

W schyłkowej fazie epoki Tow. Wiesława, latem 1969 roku przystąpiliśmy do Wielkiej, Technicznej Operacji bez Narkozy. Modernizacji naszej kochanej BAZY – pamiętając o nadbudowie. Witek Gizenga Godzwon – tytan pracy, utalentowany szarlatan – poprowadził nas przez progi i bariery ówczesnej epoki. W grudniu 1970 nadeszła wiekopomna, jedynie słuszna chwila otwarcia „Nowego SAR-u” po modernizacji. Przez ponad rok utrzymywaliśmy „merytoryczną ciszę” na antenie grając głównie muzykę i budowaliśmy. Przejęliśmy całą „końcówkę”  korytarza na IV piętrze poczciwej „16-tki”. Powstały: prawdziwe studio, reżyserka, amplifikatornia, taśmoteka, redakcja, gabinet naczelnego, klub itd. Wspaniała ekipa robiła wszystko: kuła, murowała, lutowała, kupowała, przegrywała, nagrywała, ciułała, kombinowała, zabiegała – by wreszcie powiedzieć – będzie dość, to na razie tyle.

I wreszcie doszło do historycznej uroczystości otwarcia „Nowego SAR-u” z udziałem najwyższych dostojników Politechnicznej Sfery, ZSP-owskiej i kilku innych. Trochę to nam nie wyszło –  miało to się odbyć 15 grudnia 1970 roku, ale ten dzień bardzo źle zapisał się w naszej, polskiej historii. Wtedy właśnie wybuchł Stoczniowy protest. I zagrzmiały salwy. Symboliczna jedynie uroczystość odbyła się nazajutrz. Oficjalnego otwarcia dokonaliśmy miesiąc później. Jednakże właśnie wtedy  nastąpiła w Agencji zmiana warty. Agent Nowak przekazał szefostwo Agencji Agentowi Serafinowi, Agent Godzwon – technikę – Agentowi Andruszkiewiczowi. Nowi, funkcyjni Agencji złożyli ślubowanie, że nigdy nie zawiodą Agentów – Twórców SAR-u przed laty: Guzińskiego, Wójciaka i ich pretorian. Trwali na stanowiskach po grudniu i w czasie Neptunaliów, w czasie burzy i naporu by godnie, z rozwagą, i zawsze „idąc pod prąd” (bo tylko idąc pod prąd można dojść do źródła)  przekazywać pałeczkę następcom – kolejnym, sprawdzonym agentom. Pamiętając, że pośpiech nie usprawiedliwia błędu,  radio takie jak SAR to prawie „wzorzec metra”.

I jeszcze jedno zdanie, od którego należało zacząć. Na początku sarowskiej bajki był radiowęzeł „Luna”, Biuro Informacji Studenckiej, Ośrodek Nagrań Politechniki Gdańskiej. To było w roku 1957. Nazwa „Studencka Agencja Radiowa” pojawiła się 22.07.1962 r. – po otwarciu nowego studia. Bazę techniczną stanowiły magnetofony „Melodia”. W roku 1966 nastąpił przełom. Wspaniała uczelnia – Politechnika Gdańska – uznając, że warto brzęknęła kasą i dała 450 tys. ówczesnych złotych. V-ce prezes Rady Naczelnej ZSP Stanisław Ciosek stwierdził, że SAR „też nie od macochy” i w swojej hojności zafundował magnetofon.Wówczs to ruszyła wielka robota. Budowano z mozołem bezposrednie połączenie kablowe z Rozgłośnią Polskiego Radia, z Politechniką Gdańską – Gmachem Głównym – Radą Uczelnią czyli Bratniakiem i „Kwadratową”. Dołączono następne DS-y i zasięg zanacznie się powiększył.

Zapamiętałem zdanie jednej z koleżanek: Dla mnie SAR to przede wszystkim postawa, styl życia: lepszy, gorszy, ale zawsze określony. Żadna „galareta”. Mówia o nas: „trybuna wolnych wypowiadaczy”, twierdzą, że stanowimy zamknięty elitarny krąg. I bardzo dobrze, bo zawsze warto należeć do „elity”.

Powiedzieć także tutaj trzeba, że rasowi agenci SAR nie mieli swoich numerów – wzorem Jamesa Bonda – 007. Kapituła „Żelaznego krążka” nadawała w chwilach słabości stosowne kryptonimy. Przykłady: Wojciech POLESKI Wójciak, Witold GIZENGA Godzwon, Andrzej GENERAŁ Błaszkiewicz, Andrzej KIM Nowak, Wojciech KĘDZIOR Andruszkiewicz, Bolesław BOLO Jarosiński, Michał SMOK Smoczyński itd. Inni biografowie Agencji mogą podawać zupełnie odmienne przykłady bądź nowe wersje, ale nie należy im wierzyć.

Z pamięci własnej spisał agent

działający w latach 1966 -1972

Mieczysław  Serafin „Chudy”