Studencka Agencja Radiowa

Studencka Agencja Radiowa

65 lat

Witek Godzwon


Pamięci GIZENGI poświęcamy…

Witold „Gizenga” GODZWON (03.05.1943 – 28.11.2001)

Każdego dnia ludzie się spotykają, poznają i żegnają. Niestety także na zawsze. To najsmutniejsze chwile, gorycz rozstania i pożegnania. Jedynym ratunkiem jest pamięć. Fizycznie człowieka już nie ma wśród żywych, ale żyje pamięć o nim, o tym jaki był, co po sobie zostawił.

Najbardziej wyrazistą postacią pozostanie dla nas Witold GIZENGA Godzwon. Poznaliśmy się w czasie studiów na Wydziale Łączności /później Elektroniki/ Politechniki Gdańskiej. A dokładniej w Studenckiej Agencji Radiowej, wielkiej przygodzie naszego życia. Radiu, nie mającym sobie równego, radiu, którego do dziś nie da się z niczym porównać. W drużynie, która tę Agencję tworzyła był jej Wielki Guru, pasjonat, zapaleniec, niezwykle pracowity Witek. Czarnowłosy, drobnej budowy i niewielkiego wzrostu nieustannie kipiał energią i pomysłami.

 Witek miał, podobnie jak my wszyscy, dołączyć swój tekst o Studenckiej Agencji Radiowej do naszych wspomnień, które niebawem opublikujemy w postaci książki. On nie zdążył. Dlatego my chcemy przywołać Jego postać, tak dla całej bajki o SAR znaczącą.

 Każdy kto trafił w mury DS 16 musiał natknąć się na bardzo barwną, ruchliwą postać Gizengi. Skąd trafił na Wybrzeże?

Przyjechał do Gdańska z Buska Zdroju, aby zostać inżynierem elektrykiem. Wykłady i ćwiczenia nie były jednak jego pasją. ON przyjechał studiować! Znalazł do tego doskonałe warunki w DS nr 16 przy ulicy Wyspiańskiego. Rada Mieszkańców, kluby powstające w akademiku były jego żywiołem. Jego życiorys z tamtego okresu znamy niestety bardzo wyrywkowo. Wiemy o jego kolegach takich jak: Babcia, Rynna, Knioła, a także jak zdobył swoje „drugie nazwisko”. Zawdzięczał je politycznym przemianom w Kongu. Wtedy to właśnie do Witolda GODZWONA dopisano „GIZENGĘ”.

Do SAR-u Witek wszedł jako właśnie „Gizenga”. Zaczynał jako sympatyk, następnie zaczął porządkować sprawy organizacyjno – administracyjne. Pojawiły się ogłoszenia i komunikaty na tablicy ogłoszeń, pojęcia preliminarz i budżet, a także Kierownik Administracyjny. Tego było jednak za mało W Pionie Technicznym SAR było dużo ludzi i tyle samo do zrobienia. Tak Witek zmienił swoje SARo – Administracyjne zainteresowania na techniczno-realizatorsko-finansowe.

 Szybko okazało się, że nauczycielem SAR życia będzie nie kto inny tylko – Witek „GIZENGA” – fenomen w każdym calu. Kupował nas od ręki.

Kończył się pierwszy etap budowy świetnego technicznie SAR. Było prawdziwe studio, mikser, magnetofony, wzmacniacze i kable łączące z akademikami, Kwadratową, Aulą PG i co szczególnie cenne z Rozgłośnią PR.

W czerwcu 1967 r. odbywała się uroczystość „X lat SAR” w Klubie „Kwadratowa”. I to był już koniec wolności. Już tylko obóz w bazie „Baba Jaga” nad jeziorem Narie we wrześniu, a potem już tylko poziom 400 w 16-ce przez następne lata.

Zaczęła się normalna praca – szkolenia, egzaminy, egzaminy powtórkowe na: „technika”, „miksera”.

Zmyślny „Gizenga” ze swą ekipą potrafili (w ramach ćwiczenia naszego refleksu, precyzyjnego myślenia, dobrej orientacji w wykonywanej pracy) tyle „świń” podłożyć, że można było łatwo stracić głowę. A to nagle się okazywało, że wszystkie przełączniki krosownicy są przełączone w drugą stronę, taśma magnetofonowa jest przekręcona i nośnik magnetyczny nie styka się bezpośrednio z głowicami magnetofonu, magnetofon pracuje z nieodpowiednią prędkością odczytu, taśmy się rwą, sklejki pękają, ginie gdzieś napięcie zasilające itp. Oj niełatwo zdawało się takie egzaminy! Ale po szczęśliwym zakończeniu szkolenia, po zdaniu egzaminu przez surową komisją, złożoną z szacownych mikserów SAR pod przewodnictwem „Gizengi” taki technik mógł pewnie stawić czoła wszelkim trudnościom, jakie można było napotkać podczas realizacji lub emisji programu.

 Dumą ówczesnego SAR były z prawdziwego zdarzenia profesjonalne magnetofony, m.in. SJ102 . Na nim nagrywane były wszystkie programy Studenckiej Agencji Radiowej. Po niedługim czasie do magnetofonu tego dołączyły jeszcze dwa nowsze – SJ103 – tak więc poczciwe Szmaragdy częściowo poszły w odstawkę (prawdopodobnie przekazano je do Radia Medyk). SJ-102 słynął z tzw. „wajchy” do „wchodzenia po słowie” i na zawsze pozostał za moich czasów magnetofonem, na którym nagrywano i wykonywano montaż.

 Gizenga zyskał sobie powszechne uznanie, także w zespołach radiowców z innych uczelni.

Wspomina dr Jacek Teodorczyk:

„W owym czasie Radio Medyk zaczęło pracować w sposób bardziej systematyczny i profesjonalny. Było to związane z faktem, z jednej strony, dużej aktywności Studenckiej Agencji Radiowej, dążącej za wszelką cenę do zintegrowania studenckich radiofonii Trójmiasta. Wszystko to było możliwe za sprawą Witolda GIZENGI Godzwona, który był w SAR odpowiedzialny za sprawy techniczne. Dzięki niemu został zbudowany nowoczesny, jak na ówczesne czasy stół mikserski. Wobec mizerii finansowej uczelni wyposażenie radia ze strony naszej Alma Mater – AMG i poprawa opłakanego stanu technicznego radiowęzła nie byłaby możliwa, gdyby nie inicjatywa i poświęcenie Witka. Zbudowany przez niego stół mikserski zrewolucjonizował pracę w radio, zwielokrotniając jego możliwości. Żegnając go niedawno wraz z licznie zebranymi kolegami, znajomymi i rodziną na cmentarzu sopockim, przywołując w pamięci jego szczupłą sylwetkę i charakterystyczne spojrzenie pomyślałem, że ta smutna uroczystość towarzyszenia w ostatniej drodze naszemu koledze stała jakimś wyznacznikiem czasu, który wciąż płynie i jedynie na moment w takich okolicznościach się zatrzymuje. Dlatego też chciałbym na tych stronach podziękować jeszcze raz Witkowi Godzwonowi za pomoc i osobisty wkład w wyprowadzaniu z ruiny technicznej „Radia Medyk”.

Pasją Witka była nie tylko technika. Także program, który twórczo rozwijał i rozrywka. Uczestniczył aktywnie w działaniach dwóch nieformalnych grup: „Nalistów” i „KCK”, którego był prezesem.

Były to grupy aktywne i samowystarczalne – bowiem posiadały w swoim składzie piszących teksty, tworzących muzykę, śpiewających i grających na instrumentach muzycznych, lektorów, realizatorów dźwięku. Była to tak zgrana paka ludzi, bardzo wydajnych i z głowami pełnymi różnych pomysłów, że potrafili, dając upust swej woli tworzenia, realizować dodatkowe wspaniałe rzeczy, po za tymi, jakie normalnie czarterowane były podczas cotygodniowych kolegiów SAR dla potrzeb bieżącego programu. Wystarczyła chwila – a po zakończeniu programu późną nocą nagle zaludniała się reżysernia i studio a niestrudzeni „KCK-owcy” i „Naliści” przewalali na kilometry taśmy magnetofonowej swoje kolejne pomysły. Był to taki „SAR w SARze”.

Pojawiły się w tym pisaniu nowe skróty literowe – wtajemniczeni wiedzą, w czym rzecz, dla innych informacja – KCK to tylko Klub Cnotliwych Kawalerów, któremu szefował „Gizenga” (w okresie późniejszym przemianowany na KCK i K ) „Naliści”zaś to nieformalna grupa rozrywkowa, dla której każda okazja była dobrą, by się bawić (nie tylko NeptuNALIA).

 Dobra tradycją SAR-u wprowadzoną przez Witka Godzwona stały się spotkania towarzyskie pod tytułem: „Dzień Kobiet” i „Choinka”, odbywające się przy okazji i bez okazji, niezależnie od pory roku.

W roku 1969 Gizenga rzucił wyzwanie sobie, uczelni i kolegom. Stworzyć nową bazę SAR. Przybyło nieprzespanych nocy, długich dyskusji i problemów z tzw. codziennością. Zwarciownia – Pracownia Instytutu Wysokich Napięć PG, miejsce zawodowej pracy Witka, była Mu raz pomocna, umożliwiając wykonanie niezbędnych dla budowy elementów, innym razem balastem utrudniającym realizację pasji społecznika.

Do realizacji tego bardzo skomplikowanego przedsięwzięcia potrzebował markowych fachowców wielu specjalności, którymi w tamtych warunkach ekonomicznych mogliśmy być tylko my. Jego zmysł organizacyjny, twarda ręka i niesłychana pracowitość zaowocowały pomyślnym finałem – otwarciem Nowej Bazy – Studia Centralnego SAR w styczniu 1971 roku. Kierując zespołem mówił: „niemożliwe jest możliwe’, „jeśli się czegoś podejmujesz – rób dobrze”. Stworzył „Nowy SAR”, ale musiał zamienić Zwarciownię IWN PG na Sekcję Aparaturową PG, co okazało się świetnym dla Uczelni rozwiązaniem. Dalej dokonywał rzeczy niemożliwych: powstawały laboratoria, sieci komputerowe, wzbogacała się baza sprzętowa Uczelni.

Zapamiętaliśmy Go jako niesamowicie zapracowanego faceta, który jednak nigdy nie tracił z pola widzenia swojej Rodziny.

Witka „Gizengę” GODZWONA wspominali przyjaciele ze Studenckiej Agencji Radiowej.